Sieć zalała fala dezinformacji i teorie spiskowe o chorobie nowotworowej Joe Bidena

2025-05-22 11:24:36(ost. akt: 2025-05-22 11:25:04)

Autor zdjęcia: Joe Biden Fot. PAP/EPA/MICHAEL REYNOLDS

Po zdiagnozowaniu u byłego prezydenta USA Joe Bidena agresywnego raka prostaty z przerzutami do kości pojawiły się spekulacje, czy jego stan zdrowia był znany wcześniej i ukrywany przed opinią publiczną. Według ekspertów jest możliwe, że u amerykańskiej głowy państwa rutynowe badania nie wykazały wcześniej nowotworu.
Biuro byłego prezydenta USA Joe Bidena poinformowało 18 maja, że zdiagnozowano u niego agresywnego raka prostaty z przerzutami do kości. Natychmiast po upublicznieniu diagnozy, w internecie rozgorzała dyskusja, czy stan zdrowia 82-latka był znany wcześniej i czy nie ukrywano go przed Amerykanami. Oliwy do ognia dolał obecnie urzędujący prezydent Donald Trump, który stwierdził, że opinia publiczna o zaawansowanym nowotworze byłego prezydenta dowiedziała się tak późno, że lekarze Bidena musieli tę informację zataić. Dodał, że kiedy on sam przechodził ostatnio coroczne badania lekarskie, miał wykonany standardowy test PSA pod kątem raka prostaty.

Wątpliwości dodatkowo podgrzał dr Steven Quay, dyrektor generalny firmy biofarmaceutycznej Atossa Therapeutics, który stwierdził w portalu X, że "jest wysoce prawdopodobne, że przez całą swoją kadencję w Białym Domu Joe Biden miał zdiagnozowanego raka prostaty, a Amerykanie byli niedoinformowani". Swoją hipotezę argumentował tym, że jest to najłatwiejszy nowotwór do zdiagnozowania w początkowej fazie i nawet w przypadku najbardziej agresywnej postaci przerzuty następują dopiero po 5-7 latach bez leczenia.

Z kolei dr Ezekiel Emmanuel, były członek Rady Doradczej Joe Bidena ds. COVID-19, w telewizji MSNBC przyznał, że tak zaawansowane stadium choroby oznacza, że rak u byłego prezydenta "rozwijał się przez wiele lat, może nawet dekadę". Potwierdził, że prezydenci przechodzą rutynowe badanie PSA, ale przyznał jednocześnie, że lekarze czasami nie polecają robienia tego testu osobom po 70. roku życia, co wywołało spekulacje, że w przypadku Bidena mogło dojść do jakichś zaniedbań.

"Nie sądzę, aby coś zaniedbano albo zatajono. Z danych, które publikował +Economist+ wynika, że był to nowotwór w stadium wrażliwym na leczenie hormonalne, to znaczy, że były prezydent z pewnością długo wcześniej nie był leczony. Wygląda na to, że jest to wczesne rozpoznanie zaawansowanej choroby nowotworowej” – stwierdził w rozmowie z PAP prof. Jakub Dobruch, specjalista zajmujący się diagnostyką i leczeniem raka prostaty, kierownik oddziału klinicznego urologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego CMKP w Warszawie.

Jak zatem można było tę chorobę u głowy państwa przeoczyć? "Jest to możliwe, bo takie nowotwory, ponieważ są bardzo złośliwe, mają niski stopień dojrzałości, więc mogą produkować bardzo mało PSA” – stwierdził ekspert. Dodał, że większość chorych z podejrzeniem raka gruczołu krokowego ma nieprawidłowe stężenie tego antygenu, co staje się motorem do kontynowania diagnostyki. Jeśli jednak pacjent ma bardzo agresywnego raka, który produkuje mało PSA, test może nie wykazać niczego podejrzanego.

"Jeżeli Joe Biden nie był badany fizykalnie, a to jest możliwe w przypadku prezydenta, albo nowotwór był w tym badaniu niewyczuwalny, np. był umiejscowiony w przedniej części prostaty, to wówczas badania rutynowe mogły nie wystarczyć i dlatego nie doprowadziły wcześniej do postawienia właściwej diagnozy" – podsumował prof. Jakub Dobruch.

Spekulacji wokół późnej diagnozy Joe Bidena jest więcej. Najstarszy syn urzędującego prezydenta Donald Trump Jr w komentarzu opublikowanym w portalu X stwierdził, że "jest nieprawdopodobne, aby małżonka byłego prezydenta przegapiła u męża piąte stadium raka z przerzutami". Nawiązał do tego, że Jill Biden przez wiele lat zajmowała się edukacją zdrowotną i profilaktyką nowotworów.

Wpis zawiera nieprawdę, ponieważ nie ma "piątego stadium raka prostaty". Klasyfikacja TNM, która określa stopień zaawansowania nowotworów (wielkość i rozległość guza, czy komórki rakowe zaatakowały węzły chłonne i czy przerzuty są obecne w innych narządach) ma cztery stopnie. Ostatnie, czwarte stadium oznacza, że rak dał przerzuty do kości, węzłów chłonnych, wątroby lub płuc.

W oświadczeniu wydanym przez Biuro Osobiste Joe Bidena stwierdzono, że jego rak prostaty charakteryzował się wynikiem 9 w skali Gleasona (grupa 5). To zupełnie inny parametr niż stadium choroby. Skala Gleasona pozwala na łatwe opisywanie stopnia złośliwości raka prostaty. Patolodzy badają pobrany od chorego materiał i przypisują ocenę w skali od 6 do 10. Im wyższa wartość parametru, tym nowotwór bardziej agresywny. Komunikat oznacza zatem, że nowotwór byłego prezydenta oznacza się wysokim stopniem złośliwości.

Jeśli chodzi o opinię, że Jill Biden musiała doskonale wiedzieć o chorobie męża i ją zatajać, to małżonka byłego prezydenta przez wiele lat angażowała się w edukację zdrowotną i profilaktykę nowotworów, ale nie jest lekarką ani ekspertką od raka prostaty. Z wykształcenia jest pedagogiem i przez 15 lat była prezeską organizacji pozarządowej Biden Breast Health Initiative, realizującej programy zdrowotne w szkołach w stanie Delaware dotyczące profilaktyki zupełnie innego nowotworu - raka piersi.

Według lekarzy, cytowanych przez dziennik "New York Times", choroba Bidena w obecnej fazie nie jest już uleczalna, lecz postępy w medycynie sprawiły, że pacjenci mogą żyć z nią przez nawet 5–10 lat.

Według statystyk nawet co trzeci mężczyzna może zachorować na raka prostaty, to jeden z najczęściej występujących nowotworów. Wcześnie wykryć pozwala go test PSA, zalecany u mężczyzn po 50. roku życia, a nawet po 40. roku, jeśli wśród najbliższych krewnych zdarzały się przypadki raka gruczołu krokowego. PSA to swoisty antygen sterczowy (Prostate Specific Antigen) – białko wytwarzane przez gruczoł krokowy.

PAP/red.