Piłkarski PP – trener Piasta: mimo osłabienia nie daliśmy się pokonać

2024-12-03 19:06:50(ost. akt: 2024-12-03 19:10:08)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: PAP/Tomasz Wiktor

Trener Piasta Gliwice Aleksandar Vukovic po wygraniu z Śląskiem Wrocław w rzutach karnych 8-7 w 1/8 finału Pucharu Polski nie szczędził słów pochwały swoim podopiecznym. „Graliśmy przez 50 minut w osłabieniu, ale się nie daliśmy, dotrwaliśmy i awansowaliśmy” – dodał.
Długi nic nie zapowiadało, że na Tarczyńskim Arenie będą aż tak duże emocje. Piast od pierwszych minut spisywał się lepiej i udokumentował to golem Miquel Munoz. Po stracie bramki gra Śląska wyglądała podobnie jak w ostatnich ligowych spotkaniach, czyli zupełnie się posypała i wydawało się, że kolejne gole dla gości to kwestia czasu.

— Prowadząc 1:0 mieliśmy szanse na kolejne gole i nawet nam się to udało, ale nie wiem, dlaczego ta bramka nie została uznana. Chciałbym zobaczyć tego geniusza, który rysował linię spalonego, bo moim zdaniem w żadnym wypadku Fabian Piasecki nie był na spalonym — skomentował na pomeczowej konferencji Vukovic.

Gospodarze pierwszą dogodną okazję na gola mieli dopiero tuż przed przerwą, ale Arnau Ortiz źle trafił w piłkę. Jeszcze lepszą szansę na doprowadzenie do remisu miał zaraz na początku drugiej połowy Mateusz Żukowski, kiedy znalazł się sam na sam z Karolem Szymańskim i zamiast do siatki, trafi trybuny.

Śląsk przeważał, ale można było odnieść wrażenie, że Piast kontroluje wydarzenia na boisku. Aż do 72. minuty, kiedy za drugą żółta kartę boisko musiał opuścić Tihomir Kostadinow. Goście od tego momentu praktycznie tylko się bronili, a Śląsk atakował i w końcu Piotr Samiec-Talar doprowadził do remisu.

— Można teraz gdybać, co by było, gdybyśmy grali w komplecie do końca. Nie wiem, czy by się nie udało Śląskowi strzelić gola. Myślę, że na pewno by więcej zaryzykowali i mogli doprowadzić do remisu, ale może nie. Nie chce tak do tego jednak pochodzić. Los nas nie oszczędza, bo nie mogliśmy wystawić najsilniejszy skład, a jeszcze tracimy kolejnego zawodnika. Nie jest łatwo w takiej sytuacji, ale mimo wszystko się nie poddaliśmy — dodał trener Piasta.

W dogrywce obraz gry się nie zmienił i gra toczyła się głównie na połowie przyjezdnych, ale gospodarze nie potrafili udokumentować swojej przewagi golem. Paradoksalnie piłkę meczową miał Piast, kiedy w 120. minucie po kontrataku z siedmiu metrów strzelał Arkadiusz Pyrka, ale Tomasz Loska jakimś cudem odbił piłkę.

O tym, kto awansuje do ćwierćfinału, zadecydowały rzuty karne. Pierwsi pomylili się goście, ale później strzał Tudora Baluty obronił Szymański, a następnie w poprzeczkę trafił Łukasz Gerstenstein, Piast wygrał 8-7 i mógł świętować.

— Lubię Puchar Polski. Od kiery finał pucharu jest na Stadionie Narodowym te rozgrywki wyglądają godnie. Reguły są, jakie są i się nie skarżymy, że musimy grać na wyjeździe, bo tak chciał los, ale nie widzę sensu rozgrywania dogrywek. Niech to będzie 90 minut i później od razu rzuty karne. Za dużo tych dogrywek i nie jest to budujące. Przy takiej pogodzie jak dzisiaj, niektórzy kibice mogli nie wytrzymać na trybunach i pojechać do domu — podsumował Vukovic.

Pomimo porażki trener Śląska Marcin Dymkowski był zadowolony z postawy zespołu.

— Mecz był wyrównany, a od czerwonej kartki zdecydowanie dominowaliśmy. Przegraliśmy, ale ja chciałbym pogratulować zespołowi wewnętrznej wiary, że można wygrać. Musicie zdać sobie sprawę, że kiedy się jest na ostatnimi miejscu w tabeli, przegrywa się, nie jest łatwo się podnieść mentalnie. Na tym meczu świat się nie kończy. Chcemy na tym spotkaniu budować zespół na ostatnie dwa pojedynki z Lechią Gdańsk i Radomiakiem Radom. Jeżeli w tych dwóch spotkaniach nie zdobędziemy przynajmniej czterech punktów, to najprawdopodobniej spadniemy z ligi — stwierdził Dymkowski.

(PAP)