"Oddałam młodość mężczyznom. Mądrość oddam zwierzętom". Brigitte Bardot kończy 90 lat
2024-09-28 06:31:38(ost. akt: 2024-09-28 06:32:44)
Była symbolem emancypacji, aktorską gwiazdą, do której wzdychało pół świata. Ale dopiero porzucenie kariery na rzecz walki o prawa zwierząt nadało jej życiu prawdziwy sens. „Oddałam młodość mężczyznom. Mądrość oddam zwierzętom” – stwierdziła. Brigitte Bardot kończy w sobotę 90 lat.
Andy Warhol mówił, że jest jedną z pierwszych prawdziwie nowoczesnych kobiet, które traktowały mężczyzn jak "obiekty, kupując ich i wyrzucając". W oczach Jane Birkin była serdeczną dziewczyną, całkowicie pozbawioną aktorskich ambicji. Jeśli miałaby do wyboru wyjście na imprezę lub nagranie sceny, zawsze wybrałaby to pierwsze. Simone de Beauvoir jawiła się jako "dwuznaczna nimfa", która "chodzi boso, kręci nosem na eleganckie ubrania, klejnoty, gorsety, perfumy, wszelką sztuczność". "Jej chód jest lubieżny, a święty sprzedałby duszę diabłu tylko po to, by móc oglądać jej taniec. Często mówi się, że jej twarz ma tylko jeden wyraz i nie zdradza wielkich wewnętrznych niepokojów. To prawda, świat zewnętrzny prawie w ogóle się w niej nie odbija, ale to powietrze obojętności staje się jej" – podkreśliła de Beauvoir w eseju "Brigitte Bardot and the Lolita Syndrome".
Brigitte Anne Marie Bardot urodziła się 28 września 1934 r. w dobrze sytuowanej, paryskiej rodzinie. Jej tata Louis Bardot był inżynierem pasjonującym się poezją, fotografią i kinem. Mama Anne-Marie – miłośniczką mody i baletu brylującą na salonach. Oboje przykładali wielką wagę do wychowania Brigitte i jej młodszej siostry Marie-Jeanne. Uczyli córek zasad savoir-vivre'u, śledzili ich postępy w nauce, decydowali, z kim mogą się przyjaźnić, i karcili za nieposłuszeństwa. Brigitte była tą bardziej buntowniczą dziewczynką, która często narażała się na rodzicielski gniew. Chcąc naprawić relację z matką, zgodziła się, by ta zapisała ją na lekcje baletu. Szybko okazało się, że ma prawdziwy talent i z powodzeniem mogłaby tańczyć zawodowo. Jednak Brigitte nigdy nie była zainteresowana życiem w ścisłej dyscyplinie. Balet zapewnił jej piękną, elegancką postawę i świadomość własnego ciała, które przydały się jej w branży modowej. Wcześniej brakowało jej pewności siebie. "Zawsze uważałam, że nie jestem wystarczająco dobra. Teraz, kiedy spoglądam wstecz, myślę, że byłam całkiem ładną dziewczyną. Natomiast wtedy w ogóle nie zdawałam sobie z tego sprawy" - przyznała po latach.
W 1948 r. Marie-Jeanne przekonała swojego przyjaciela, projektanta kapeluszy Jeana Bartheta, by pozwolił Brigitte przejść się w jego pokazie. Nastolatka oczarowała publiczność. Natychmiast zaczęła otrzymywać kolejne zlecenia modelingowe. W 1949 r. pojawiła się na okładce magazynu "Elle". Jej zdjęcia przyciągnęły uwagę Marca Allegreta, który zaprosił ją na casting do filmu "Les Lauriers sont coupes". Podczas tego spotkania poznała asystenta reżysera Rogera Vadima, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. Rodzice Brigitte od początku byli przeciwni temu związkowi. Gdy wyszło na jaw, że ich córka potajemnie wciąż umawia się z Vadimem, postanowili wysłać ją do szkoły w Wielkiej Brytanii. "Rodzice nie okazywali jej uczuć. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, nie chciała biżuterii, tylko psa. Zawsze miała uczulenie na sławę, władzę i wszystko, co kojarzy się z sukcesem. Niewinność i szczerość zwierząt uspokajały ją" – wspominał później Vadim.
Nie znajdując zrozumienia u najbliższych, zrozpaczona Brigitte próbowała targnąć się na swoje życie. Dopiero próba samobójcza sprawiła, że Marie-Jeanne i Louis spojrzeli na jej wybranka przychylniejszym okiem. W 1952 r. Brigitte i Roger wzięli ślub. Ona miała zaledwie 18 lat, on – 24. Zmiany w życiu osobistym zbiegły się w czasie z początkiem kariery aktorskiej. Bardot wykreowała tytułową bohaterkę "Maniny, dziewczyny bez zasłon" Willy’ego Roziera. Allegret obsadził ją w "Przyszłych gwiazdach" i "Stokrotce", a Anatole Litvak – w "Ich wielkiej miłości". Wizerunek uwodzicielki zawdzięczała mężowi. To Vadim dobierał Brigitte stroje, polecił przefarbować włosy na blond, uczył, jak powinna zachowywać się przed kamerą. To on w swoim pełnometrażowym debiucie "I Bóg stworzył kobietę" z 1956 r. powierzył jej rolę wyzwolonej Juliete Hardy romansującej z trzema mężczyznami - dziewczyny, która zmysłowo tańczy na stole. Film na zawsze odmienił podejście do erotyzmu w kinie. Odniósł ogromny sukces komercyjny we Francji i Stanach Zjednoczonych. Bardot zapewnił status międzynarodowej gwiazdy, symbolu emancypacji. "Moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Byłam śledzona, uwielbiana, obrażana. Moja prywatność nagle stała się domeną publiczną. Znalazłam się w pozłacanej klatce" – przyznała aktorka w rozmowie z CNN.
Bezpiecznym schronieniem miała być posiadłość w Saint-Tropez, ale i tam paparazzi nie opuszczali jej na krok. W 1957 r. Brigitte rozstała się z Rogerem. Pozostali w przyjacielskich relacjach, a jeszcze w tym samym roku aktorka wystąpiła w jego kolejnym filmie "Księżycowi jubilerzy". W kolejnych latach można ją było oglądać jako kobietę uczestniczącą w napadzie na bank w "Na wypadek nieszczęścia" Claude’a Autanta-Lary oraz córkę bogatego przedsiębiorcy w "Czy chciałby pan ze mną zatańczyć?" Michela Boisronda. W 1959 r. na planie "Babette idzie na wojnę" Christiana-Jaque’a Bardot poznała aktora Jacques'a Charriera, który został jej drugim mężem. Tuż po ślubie okazało się, że Brigitte jest w ciąży. 25-letnia wówczas aktorka nie była gotowa na macierzyństwo. Chciała pozbyć się ciąży, ale aborcja była nielegalna i bała się potencjalnych konsekwencji. Ostatecznie Charrier przekonał ją, by urodziła. "Patrzyłam na mój płaski, smukły brzuch w lustrze jak na serdecznego przyjaciela, nad którym miałam za chwilę zamknąć wieko trumny" – pisała Brigitte w książce "Initiales B.B.: Memoires".
Nicolas-Jacques Charrier przyszedł na świat 11 stycznia 1960 r. w paryskim apartamencie Bardot. Dwa lata później aktorka rozwiodła się z mężem. Pozostawiła mu całkowitą opiekę nad synem. Miała wyrzuty sumienia, ale wiedziała, że jest zbyt niedojrzała i nieodpowiedzialna, by wychowywać dziecko. Wolała podjąć wyzwanie aktorskie, dalekie od wszystkiego, co zrobiła do tej pory. Przyjęła rolę kobiety oskarżonej o zabójstwo w dramacie sądowym "Prawda" Henriego-Georges’a Clouzota. Pracę na planie przypłaciła załamaniem nerwowym, ale wysiłek nie poszedł na marne. Kreacja zapewniła jej nagrodę im. Davida di Donatello, przyznawaną przez Włoską Akademię Filmową. W 1963 r. Brigitte wyjechała na Capri, gdzie powstawały zdjęcia do "Pogardy" Jeana-Luca Godarda, a w 1965 r. – do Meksyku, gdzie zagrała w duecie z Jeanne Moreau w filmie "Viva Maria!" Louisa Malle'a. Obie aktorki doceniono nominacjami do nagrody BAFTA.
Choć przed Brigitte otworzyła się perspektywa pracy w Hollywood, w ogóle nie kusiło jej, by skorzystać z tej szansy. Wiedziona instynktem, wróciła do kraju. W 1966 r. w Saint-Tropez poznała niemieckiego przedsiębiorcę Guntera Sachsa, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. Mężczyzna adorował ją, zrzucając z helikoptera do jej ogrodu tysiące róż. Para pobrała się po dwóch miesiącach znajomości w Las Vegas, ale sielanka nie trwała długo. Tuż po powrocie do Francji Bardot zaczęła nawiązywać kolejne romanse – najpierw z brytyjskim aktorem i piosenkarzem Michaelem Sarnem, później z francuskim bardem Serge’em Gainsbourgiem, który napisał dla niej kultowy utwór miłosny "Je t’aime... moi non plus". Kiedy Sachs dowiedział się, że jego żona śpiewa z innym mężczyzną piosenkę ociekającą erotyzmem, wpadł w szał i zażądał zniszczenia nagrania. Później Gainsbourg zaśpiewał "Je t’aime... moi non plus" w duecie ze swoją kolejną partnerką Jane Birkin.
W 1969 r. związek Bardot i Sachsa oficjalnie przeszedł do historii. Aktorka wróciła na plan filmowy z poczuciem, że ma dość branży filmowej, mediów i towarzyszących jej na każdym kroku wielbicieli. Coraz częściej nachodziły ją myśli, czy nie lepiej byłoby znaleźć w życiu inne zajęcie. Przełom lat 60. i 70. przyniósł jej role kolejnych piękności w "Kobietach" Jeana Aurela, "Niedźwiedziu i laleczce" Michela Deville’a oraz "Bulwarze Rumu" Roberta Enrico. W 1973 r. po raz ostatni pojawiła się na wielkim ekranie. Zagrała główną rolę w filmie "Gdyby Don Juan był kobietą" Vadima. Nikomu później nie udało się przekonać Bardot, by wróciła do kina. W wieku 40 lat gwiazda odzyskała - przynajmniej w pewnym stopniu - upragnioną wolność. Wciąż znajdowała się w centrum zainteresowania prasy, ale teraz mogła wykorzystać to w słusznej sprawie. W latach 70. Brigitte poświęciła się swojej największej pasji – zwierzętom i walce o ich prawa. "Oddałam młodość i urodę mężczyznom. Mądrość i doświadczenie oddam zwierzętom" – postanowiła.
W 1986 r. założyła The Brigitte Bardot Foundation for the Welfare and Protection of Animals. Sprzedaż nieruchomości i przedmiotów osobistych na aukcjach zapewniła jej środki na prowadzenie fundacji. Zaczęła organizować protesty przeciwko m.in. ubojowi rytualnemu, spożywaniu koniny oraz eksperymentom przeprowadzanym na zwierzętach. Stopniowo rozluźniały się jej więzi ze środowiskiem filmowym. "Kino to inny świat. Nie mam już przyjaciół w tej branży. Nie mam na to czasu. Zajmuję się ochroną zwierząt i mówię wyłącznie o tym. Tylko o tym myślę. Mam obsesję na tym punkcie. Zawsze kochałam zwierzęta. Będąc aktorką, odkryłam, że istnieje zasadnicza różnica między miłością do zwierząt a walką na rzecz ich praw – na nią nie starczało mi czasu. Dlatego porzuciłam kino. Przestałam grać w filmach, by móc opiekować się zwierzętami" - powiedziała "New York Timesowi".
W 1992 r. Brigitte poznała biznesmena Bernarda d’Ormale, byłego doradcę Frontu Narodowego. Ponoć to związek z nim skłonił byłą aktorkę do odnowienia relacji z synem. Razem z Bernardem odwiedzili Nicolasa w Norwegii. W trakcie podróży powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Być może to za sprawą d’Ormale Bardot zaczęła także publicznie popierać skrajnie prawicowe ugrupowanie. W jednym z wywiadów nazwała Marine Le Pen "Joanną d’Arc XXI wieku". W innym zarzuciła muzułmanom brutalność wobec zwierząt. 90-letnia dziś Bardot wciąż żyje, jak chce. Mieszka w otoczeniu psów, kotów, koni, świń, gęsi i kur. Nie boi się kontrowersyjnych wypowiedzi. Z pewnością nie zależy jej na tym, by zaskarbić sobie czyjąkolwiek sympatię. "Uchybienia moralne pewnie można by naprostować, ale jak wyleczyć B.B. z olśniewającej cnoty autentyczności? To istota jej jestestwa. Ani ciosy, ani piękne argumenty, ani miłość nie mogą jej tego odebrać. Odrzuca nie tylko hipokryzję, lecz także wszelką kalkulację i premedytację" – podsumowała w swoim eseju Simone de Beauvoir.
PAP/red.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez