Szok we wsi pod Głogowem. "Ja nic nie widziałam"

2024-08-31 10:12:07(ost. akt: 2024-08-31 10:14:12)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Freepik

Matka Mateusza J., wyraźnie roztrzęsiona, wychodzi przed dom i krzyczy do sąsiadki: „Nie chce mi się żyć. Ja nic nie widziałam, nic nie słyszałam”. Wczoraj jej syn został aresztowany. W stodole, na terenie ich posesji, przez ponad cztery lata więził i gwałcił 30-letnią kobietę. „Szok” – powtarzają mieszkańcy wsi, gdzie emocje sięgają zenitu.
Gaiki to mała miejscowość, przez którą prowadzi wąska, wyasfaltowana droga. W centrum wsi stoi krzyż. To tutaj, w niewielkiej stodole, przez cztery lata trwał koszmar młodej kobiety.

Mateusz J. został zatrzymany w czwartek, 29 sierpnia. Następnego dnia media zaczęły szeroko opisywać tę sprawę. Dramat kobiety zakończył się, gdy trafiła do szpitala z powodu złamanego barku. Lekarze, zauważywszy wieloletnie obrażenia, zawiadomili policję.

Kobieta opowiedziała swoją historię lokalnemu portalowi myglogow.pl. Relacjonowała, jak była więziona w stodole, gdzie była brutalnie traktowana i zastraszana przez swojego oprawcę. Mateusz J. często zakrywał jej oczy, gdy opuszczali stodołę, aby nie mogła rozpoznać miejsca, w którym była więziona. Rozmawiamy z mieszkańcami wsi i sąsiadami Mateusza J.

„Proszę tam nie dzwonić, rodzice się zamknęli po wczorajszej akcji policji, nikogo nie wpuszczają” – mówi jedna z mieszkanek. Jednak po chwili matka aresztowanego wychodzi przed budynek. Na pytanie starszej sąsiadki, co się wydarzyło, odpowiada: „Dajcie mi spokój. Nie chce mi się żyć. Ja nic nie wiedziałam. Byłam cały czas w domu, nie miałam pojęcia, co się tam dzieje” – mówi przez łzy, po czym nerwowo sprawdza skrzynkę pocztową i wraca do domu.

Z ustaleń prokuratury wynika, że 30-letnia kobieta była przetrzymywana w małej komórce z niewielkim oknem, bez dostępu do światła słonecznego, z ograniczonym dostępem do wody i środków higienicznych. Była regularnie bita i gwałcona.

„Szok. Co mogę powiedzieć? Gdybyśmy wiedzieli, zgłosilibyśmy to na policję. Może jakoś wygłuszył to pomieszczenie, żeby nie było słychać krzyków” – mówi inna mieszkanka Gaik.

Pytam, jak opisałaby Mateusza J. „Dziwak. Wychodził przed dom i patrzył przed siebie, nawet w nocy” – odpowiada.

Więziona kobieta, jak już wspomniano, opisała swoje doświadczenia w rozmowie z portalem myglogow.pl. „Zakładał mi kominiarkę, żebym nie widziała, gdzie mieszkamy, gdy wiózł mnie do szpitala. To samo, gdy wyprowadzał mnie nocą, abym się umyła. Czasem oblewał mnie tylko wodą ze szlaucha, ale jeśli byłam posłuszna, dostawałam ciepłą wodę” – relacjonuje. Z jej relacji można wnioskować, po co Mateusz J. wychodził nocami przed posesję.

„Gówniarz. Kto to widział, żeby coś takiego robić?” – mówi kolejna sąsiadka, mieszkająca naprzeciwko stodoły, w której przez lata trwał dramat. „Nie miałam o tym pojęcia. Dopiero z telewizji się dowiedziałam, bo nawet nie zauważyłam tu policji” – dodaje, a na moje wyjaśnienia dotyczące tego, co Mateusz J. robił kobiecie, zaczyna płakać.

„Kręcił się nocami bez celu, jakby szukał zajęcia z nudów” – opisuje Mateusza J. kolejna kobieta. „Nie chcę problemów, ale nie wierzę, że rodzice o tym nie wiedzieli. Przecież to trwało tyle lat. Jeszcze ona zdążyła urodzić dziecko. To jak z Jaworkiem – tyle lat go szukali, a okazało się, że ukrywał się u ciotki” – kontynuuje.

Choć dzień dobiega końca, Gaiki wciąż żyją ujawnionym dramatem. Mieszkańcy przychodzą pod krzyż i rozglądają się w stronę posesji. Inni twierdzą, że przyszli tylko sprawdzić pocztę w pobliskich skrzynkach. „Szok” – to słowo, które powtarza każda napotkana osoba.

Każdy z rozmówców twierdzi, że nigdy nie widział kobiety w pobliżu domu Mateusza J. Nikt nie wie, skąd pochodzi ani jak trafiła do Gaik.

źródło: wiadomosci.wp.pl