Zniknęło lamborghini za ponad milion złotych. Czy to znani rajdowcy?

2024-08-30 12:20:29(ost. akt: 2024-08-30 12:32:31)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Freepik

Rodzina znanych rajdowców z Lubelszczyzny została oskarżona o oszustwo podczas sprzedaży legendarnego Lamborghini Aventador. Sprawą zajęły się policja i prokuratura. W trakcie śledztwa samochód został zabezpieczony w garażu oskarżonego Zbigniewa S., skąd ostatecznie zniknął. Kulisy wydarzeń opisała "Gazeta Wyborcza".
Według relacji Josipa B., handlarza z Chorwacji, który współpracował z rodziną, syn rajdowca Sebastian S. oraz Dawid S., przedstawiony jako właściciel lamborghini, przyjęli go w Kraśniku. Po wpłacie 225 tys. euro, Sebastian S. stwierdził, że auto kosztuje nie 225 tys., a 450 tys. euro i należy do jego ojca. Później kontakt z Polakami się urwał.

Śledczy ustalili, że rodzina S. sprowadzała z państw arabskich uszkodzone sportowe auta, które remontowała i dokumentowała. Przy sprzedaży Lamborghini Aventador, wyprodukowanego w latach 2011-2022, miało dojść do oszustwa. To legendarne auto osiąga teraz zawrotne ceny na aukcjach, a w regionie Lubelszczyzny było wystawione za okazyjne 963 tys. zł.

W toku śledztwa Dawid S. skontaktował się z Josipem B., twierdząc, że jest właścicielem auta. Spotkali się w banku w Kraśniku w celu zawarcia ugody. Podczas spotkania Dawid S. miał ukraść z pliku dokumentów umowę kupna lamborghini. Chorwat dowiedział się o tym, gdy po raz kolejny nie otrzymał samochodu.

W listopadzie 2023 roku sprawa trafiła do prokuratury w Kielcach. Rodzina rajdowców oraz Dawid S. usłyszeli zarzuty, m.in. kierowania grupą przestępczą. Sebastian S. spędził osiem miesięcy w areszcie, natomiast jego ojciec uniknął kary, ponieważ w czasie transakcji przebywał w Niemczech. Śledczy badają także wątek kontaktów Sebastiana S. z policją, która mogła dostarczać mu istotne informacje w trakcie postępowania.

Samochód został zabezpieczony jako dowód w sprawie oraz na pokrycie ewentualnych kosztów, ale zamiast trafić na parking policyjny, decyzją prokuratury został zaparkowany w garażu Zbigniewa S. Na początku czerwca Lamborghini zniknęło z siedziby firmy — ustaliła "Wyborcza". W tym samym czasie na emeryturę przeszedł prokurator prowadzący śledztwo. Syn Zbigniewa S. oświadczył, że jego ojciec sprzedał auto klientowi z Niemiec, gdyż podczas śledztwa było ono własnością Zbigniewa S.

źródło: Wiadomosci.onet.pl