Kożuchowska w końcu zmywa 'kartony'. Aniela to jej wielki serialowy comeback

2025-06-11 15:25:13(ost. akt: 2025-06-11 15:23:46)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Filmweb / mat. prasowe

Małgorzata Kożuchowska – aktorka, której nie trzeba przedstawiać nikomu, kto choćby przez chwilę miał kontakt z polską telewizją – wraca w wielkim stylu. Ikoniczna rola Hanki Mostowiak w M jak miłość zapewniła jej status gwiazdy, a rodzinka.pl tylko go utrwaliła. Jednak przez lata brakowało jej roli na tyle mocnej, by wymazać z pamięci widzów słynną „śmierć w kartonach”. Czy nowy serial Netfliksa Aniela jest tą przełomową produkcją? Wszystko na to wskazuje.
Patrząc na filmografię Kożuchowskiej, nie sposób nie zauważyć, że choć dominują w niej produkcje o gigantycznej oglądalności, rzadko trafiały one do grona tych „polecanych szeptem” przez elity kulturalne wielkich miast. M jak miłość, rodzinka.pl czy nawet Druga szansa z TVN-u to nie są seriale, które trafiałyby na listy topowych wyborów kinomaniaków, krytyków czy filmowych tiktokerów. Owszem, były popularne, ale nie były „cool”. Brakowało im tej jakości, którą zwykle kojarzy się z logo HBO.

W rezultacie przez lata w pewnych kręgach nie wypadało przyznać się, że ogląda się coś z Kożuchowską. Ale dziś można – i nawet warto. Bo Aniela to zupełnie inna liga. Oglądałam – i mówię to z pełnym przekonaniem – to najlepszy serial z Kożuchowską w roli głównej.

"Aniela" to Netflix w najlepszym wydaniu

Nowy serial Netfliksa to projekt z wysokiej półki – dopracowany pod względem obrazu, wizji artystycznej i scenariuszowego konceptu. Za kamerą stanęli Jakub Piątek (Pianoforte, Pewnego razu na krajowej Jedynce) oraz Kuba Czekaj (Baby Bump, Infamia), co daje produkcji solidne, niemal kinowe podstawy.

W każdym aspekcie production value serial zdaje egzamin śpiewająco: doskonałe zdjęcia autorstwa Wojciecha Węgrzyna, intrygujące kadry, spójna kolorystyka, oszczędne, ale celne efekty specjalne oraz świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa (Wojciech Urbański, Łukasz Palkiewicz, Piotr Lenartowicz / Dyspensa Studio) – wszystko to tworzy spójną, przemyślaną całość. Widać, że to produkcja autorska, w której nic nie dzieje się przypadkiem.

Aniela to historia kobiety po czterdziestce (a może i po pięćdziesiątce), którą mąż nagle porzuca, zostawiając bez środków do życia. Bohaterka trafia na warszawską Pragę i po raz pierwszy od lat styka się z rzeczywistością klasy średniej (czy wręcz niższej). Ale ten serial to coś więcej niż klasyczna opowieść o upadku i „nowym początku”. To pełna humoru, błyskotliwa, a momentami bolesna satyra na klasowo podzielone polskie społeczeństwo.

Aniela musi uczyć się życia od nowa – jak skasować bilet, jak wybrać tanie wino, a nawet jak odnaleźć się w sklepie spożywczym. Jej komentarze – pełne pogardy, ironii i cynizmu – celnie punktują nasze społeczne absurdy. Romans z gangsterem z Pragi (w tej roli świetny Filip Pławiak jako Armani), który określany jest jako „kochanek z klasy ludowej”, to tylko jeden z licznych przykładów, jak sprytnie serial ogrywa klasowe napięcia.

Jednym z najmocniejszych elementów Anieli jest bezpośredni kontakt bohaterki z widzem – Aniela przełamuje czwartą ścianę, zwracając się wprost do odbiorcy, komentując świat, ludzi, coaching, inflację czy ustawienia hellingerowskie. To język, który brzmi znajomo, ale jednocześnie zaskakuje trafnością i ironią.

Fot. Filmweb / mat. prasowe

To satyra w stylu serialu "1670", ale z perspektywy współczesnej kobiety i bez cepelii. Działa, bo jest autentyczna i aktualna – trafia w punkt i nie boi się zadrapać wygodnej narracji o klasowym spokoju ducha.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że Aniela powstała z udziałem Pawła Demirskiego – dramatopisarza i twórcy seriali takich jak Artyści czy Udar. To być może najbardziej autorski projekt w dotychczasowej karierze Kożuchowskiej. Można zaryzykować tezę, że jeśli jakiś serial miał „make Kożuchowska great again” – to właśnie Aniela.

I choć „śmierć w kartonach” wciąż żyje w memicznej świadomości zbiorowej, to dziś Kożuchowska ma szansę napisać zupełnie nowy rozdział swojej kariery. Bardziej świadomy, bardziej filmowy i zdecydowanie bardziej na czasie.

źródło: Interia / red.