Wolność w grze o mrok. Gierszał szczerze o aktorstwie

2025-05-28 14:34:24(ost. akt: 2025-05-28 14:39:47)

Autor zdjęcia: PAP

Kiedy gra się złych bohaterów, można sobie pozwolić na jakąś dezynwolturę. (…) Jest w tym coś w tym uwalniającego - powiedział PAP Life Jakub Gierszał, który w serialu „Langer” wciela się w tytułową postać psychopatycznego zabójcy. W ostatnim czasie ten 37-letni aktor nie schodzi z planu filmowego. Niedawno wystąpił też w takich produkcjach jak „Doppelgänger. Sobowtór”, „Biała odwaga”, „Simona Kossak” czy „Kolory zła: Czerwień”.
PAP Life: Trudno wymienić jednym tchem wszystkie polskie produkcje, w których ostatnio zagrałeś. Mało tego, regularnie pracujesz też w Niemczech. Naprawdę dużo tego.

Jakub Gierszał: W życiu aktora tak to się układa, że czasami tej pracy nie ma, a czasami jest wszystko naraz. To prawda, że teraz jest tego dużo. Oczywiście są momenty przerwy między projektami, więc trzeba je dobrze wykorzystać, żeby się przygotować do następnego filmu.

PAP Life: W „Langerze” grasz tytułowego bohatera, Piotra Langera, psychopatę, seryjnego mordercę. Jak się przygotowywałeś do tej roli? Wystarczył ci scenariusz?

J.G.: Rzadko praca nad rolą ogranicza się do przeczytania scenariusza. W przypadku Langera obejrzałem parę filmów o psychopatach, ale były to raczej te spod znaku true crime, których sporo jest na streamingach, niż fabuły. Postać Langera tworzyliśmy z Łukaszem (Łukasz Palkowski, reżyser „Langera” – red.) już sześć lat temu, kiedy robiliśmy „Chyłkę”. Wtedy poświęciliśmy sporo czasu, żeby ją jakoś ożywić i odróżnić od pierwowzoru literackiego. Ale w „Chyłce” nasz bohater czasami tylko wchodził, coś namieszał i wychodził. Natomiast w „Langerze” jest pierwszoplanową postacią. Więc tutaj trzeba było zajrzeć za kulisy jego życia, inaczej rozłożyć akcenty.

PAP Life: Mam wrażenie, że Langer został przez was narysowany trochę grubszą kreską. Niby jest straszny, robi okropne rzeczy, ale jakoś się go nie boimy.

J.G.: Wydaje mi się, że jest to dodatkowa wartość, bo gdybyśmy starali się to robić totalnie na poważnie, to być może wtedy byłoby to nieznośne w swojej dosłowności. Bawimy się pewną konwencją, trochę puszczamy oko do widza.

PAP Life: Masz w swoim dorobku role zarówno dobrych, jak i tych złych bohaterów. Czy granie tych złych jest w jakiś sposób uwalniające?

J.G.: Trochę jest coś takiego, że jest to pewien rodzaj zabawy w przekraczanie granic. Można sobie pozwolić na jakąś dezynwolturę, bo są to postaci, które nie trzymają się jakiś kodeksów moralnych. Rzeczywiście jest coś w tym uwalniającego.

PAP Life: Sam Langer twierdzi, że fascynują nas osoby, które przekraczają granice, bo robią to, czego my boimy się zrobić.

J.G.: Może dlatego, że jest w nich jakaś tajemnica? Sam się nad tym zastanawiam, też złapałem się na tym, że jak oglądałem „Batmana”, to byłem zafascynowany tym złym Jokerem i to jemu kibicowałem. Zastanawiałam się: dlaczego on taki jest, dlaczego tak postępuje. Cóż, generalnie seks i przemoc to są takie tematy, które się dobrze filmują i sprzedają. Lubimy śledzić losy bohaterów, którzy zachowują się w sposób, na który nigdy byśmy sobie nie pozwolili.

PAP Life: Lubimy też bać się na niby. Oglądamy thrillery, horrory, niektórzy chodzą do escape roomów. A czego się boisz w prawdziwym życiu?

J.G.: To są takie dość przyziemne sprawy, na przykład mam jakiś lęk przed małymi zamkniętymi przestrzeniami. Ale staram się, żeby lęki nie rządziły moim życiem. Mam takie poczucie, że one są też po to, żeby spróbować się z nimi skonfrontować i je pokonywać albo oswajać.

PAP Life: Czy zaczynając swoją drogę aktorską, był w tobie niepokój czy znajdziesz swoje miejsce w zawodzie, czy - mówiąc kolokwialnie - będą cię chcieli?

J.G.: Czy będą mnie chcieli, to nie jest mój tok myślenia. Natomiast na pewno pojawia się pytanie: czy sobie poradzimy. I to chyba gdzieś cały czas nam towarzyszy. A równocześnie przychodzą inne pytania: jak się zmotywować, jak utrzymać dyscyplinę, itd. Niepewność w tym zawodzie jest czymś oczywistym. Nieustannie wystawiamy się na ocenę, bo bohaterowie, których gramy, przybierają naszą postać, mają naszą twarz, nasz głos. Stres po prostu jest wpisany w aktorstwo.

Zawsze chciałem pracować w filmie i cieszę się, że mam taką możliwość. Nigdy nie miałem takiego poczucia, że jak już coś zrobiłem, to można się zatrzymać, tylko szukałem kolejnego wyzwania, kolejnego projektu. Pod tym względem nic się u mnie nie zmieniło. Więc raczej podchodzę do swojego zawodu jak do pewnego rodzaju drogi czy przygody.

PAP Life: Potrafisz czasami powiedzieć „nie”? Bo zaczęliśmy naszą rozmowę od tego, że można odnieść wrażenie, że cały czas jesteś w pracy?

J.G.: Wbrew pozorom, nawet często odpuszczam różne propozycje. Nie czuję, że pracuję ponad siły, przecież większość ludzi pracuje w ten sposób, że chodzi do pracy codziennie i ma trzy czy cztery tygodnie urlopu. Aktorzy, którzy są na etatach w teatrze, też pracują przez cały rok. Ja świadomie zrezygnowałem z teatru, żeby grać więcej w filmach. Plan filmowy jest tak naprawdę jedynym miejscem, gdzie mogę się czegoś nauczyć czy rozwinąć w swoim zawodzie, bo przecież siedząc w domu, nie zrobię kroku naprzód. Zależy mi, żeby się sprawdzać w różnych gatunkach i na różnych polach. Czy to w pracy z głosem, bo nagrywam słuchowiska, czy to w serialu, czy w filmie - jeżeli mam okazję, to po niemiecku. Są to rzeczy, które po prostu pomagają mi doskonalić warsztat. Zrozumiałem to bardzo szybko, jeszcze będąc w szkole teatralnej, kiedy robiłem swój pierwszy film „Wszystko, co kocham”. Dwa miesiące spędzone na planie filmowym rozwinęły mnie bardziej niż dwa czy trzy lata w szkole teatralnej. Na planie filmowym jesteś rzucony na głęboką wodę i nie możesz się zapytać profesora, czy tak jest dobrze. W tym zawodzie liczy się jedynie wiarogodność, czy ktoś ci uwierzy i trzeba do tego momentu doprowadzić.

PAP Life: Masz wypracowane jakieś metody, jak szybko wejść w postać i jak potem z niej wyjść?

J.G.: Kiedy jestem w zdjęciach, bardzo mocno żyję danym projektem. Natomiast, jak kończymy kręcenie filmu, staram się, jak najszybciej zamknąć ten rozdział i iść dalej.

PAP Life: Czyli Langer nie śni ci się po nocach?

J.G.: Nie, nie śni mi się (śmiech).

PAP Life: Często aktorzy mówią, że nie muszą swoich bohaterów lubić, ale muszą ich rozumieć. Też tak masz?

J.G.: Dużo zależy od projektu. Empatia jest punktem wyjścia do pracy nad rolą - na ile jesteśmy w stanie współodczuwać z postacią. Ale są różne metody pracy aktorskiej, każdy sam sobie je wypracowuje. Isabelle Huppert, wspaniała francuska aktorka, powiedziała kiedyś, że nie musi rozumieć psychologii postaci, tylko widzi ją w jakimś kolorze i to ją inspiruje do tego, jak zagrać. To też jest jakiś sposób. Kilka lat temu stwierdziłem, że warto spróbować różnych metod. A Langera i tak nie da się zrozumieć (śmiech).

PAP Life: Jest coś, co w nim lubisz? Langer świetnie wygląda, ma piękne mieszkanie…

J.G.: Jest dobrze ubrany, ma fajne gadżety. Ale czy ja to w nim lubię? Raczej jestem zdania, że jest to jednoznacznie bohater negatywny. I gdybym miał użyć tego skojarzenia kolorystycznego, to Langer byłby w odcieniach czarnego. Chociaż rozumiem, że on może wzbudzać jakieś pozytywne emocje u widzów. Bo ta postać sprzedaje pewną fantazję. (PAP Life)


Jakub Gierszał urodził się w Krakowie, gdy miał kilka miesięcy wyjechał z rodzicami do Hamburga, a w wieku 11 lat powrócił do Polski i zamieszkał w Toruniu, rodzinnym mieście swojej matki. Ukończył krakowską PWST. Zadebiutował w filmie „Wszystko, co kocham” (2009) Jacka Borcucha. Popularność przyniósł mu film „Sala samobójców”, za którą otrzymał nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Później wystąpił m.in. w takich filmach jak „Najlepszy”, „Pokot”, „Pomiędzy słowami”, „Doppelgänger. Sobowtór”, „Biała odwaga”, „Simona Kossak”, „Kolory zła, Czerwień” czy w serialu „Chyłka”. Na premierę czekają filmy „Pojedynek” i „Za ścianą”. Regularnie gra w produkcjach niemieckich (m.in. serial „Stralsund”). 22 maja zadebiutował serial „Langer” (SkyShowtime), w którym gra tytułową rolę. Ma 37 lat.