Prawdziwym skarbem są złote wspomnienia...
2025-03-23 12:19:38(ost. akt: 2025-03-23 12:40:31)
W dzieciństwie zbierał kamyki, dziś wypłukuje złoto i rubiny. Michał Chmielewski, 34-letni mieszkaniec Ełku, zamienił dziecięcą fascynację w niezwykłą pasję, która zaprowadziła go na mistrzostwa Skandynawii i do współpracy z guru poszukiwaczy. Jego sekret? Wiara, że skarby ukryte są wszędzie – wystarczy wiedzieć, jak ich szukać.
Dzieciństwo z kamykami
— Tak naprawdę zawsze wracałem do domu z kamieniami. Nie grałem z kolegami w piłkę, zawsze sam chodziłem na rybki, do lasu… — wspomina Michał, który już jako dziecko był „włóczykijem z misją”. Jego fascynacja minerałami kiełkowała powoli: najpierw zbierał „ładne kamyczki”, potem zaczął dostrzegać w nich ukryte piękno. Prawdziwy przełom nastąpił jednak dwa lata temu, gdy w internecie natrafił na filmy Marcina Micuły - poszukiwacza złota i twórcy marki Golden Shark.
— Marcin stał się dla mnie autorytetem. Kiedyś nawet nie śmiałbym marzyć, że nawiążę z nim kontakt — przyznaje ełczanin. Okazało się, że los lubi ironię: Michał przypadkowo kupił sprzęt w sklepie Golden Shark, nie wiedząc, że to firma Marcina. Gdy postanowił wystartować w zawodach płukania złota w Norwegii, napisał do firmy z pytaniem, czy może reprezentować ich markę. Odpowiedź go zszokowała. — Zamurowało mnie, gdy Marcin napisał do mnie wiadomość. To była bardzo miła sytuacja, której nigdy nie zapomnę — mówi.
Pierwsze skarby
Wyjazd na zawody w Norwegii, blisko koła podbiegunowego, okazał się szkołą przetrwania. — To były bardzo ciężkie warunki. Temperatura bliska zeru, do miejsc płukania szliśmy kilka kilometrów, aż do wodospadu — opowiada Michał. Mimo to znalazł tam swoje pierwsze złoto. Co istotne, pierwszą jego cenną zdobyczą był inny, odnaleziony rok wcześniej bardzo rzadki metal szlachetny — Najpierw trafił mi się samorodek platyny. To rzadkość! Ten sukces dał mi powera — wspomina.
Kluczowy w realizowaniu pasji Michała jest profesjonalny sprzęt: przesiewacz Highbanker GoldenShark. — Bez tego to jak szukanie igły w stogu siana — tłumaczy. Resztę robi cierpliwość: urobek z przesiewacza trafia do miski, którą Michał „trzęsie” w wodzie, aż na dnie pojawią się cięższe frakcje. — Delikatnie wypłukujesz piasek, a wtedy… błysk! To jak detektywistyczna praca — dodaje.
Raj dla poszukiwaczy
Choć Norwegia dała Michałowi pierwsze złote znalezisko, przekonuje, że skarby są bliżej, niż się wydaje. — Niedawno pomagałem koledze na budowie. Znalazłem kamień, przepłukałem go i… wyszło złoto polodowcowe! — opowiada. Jego zdaniem Warmia i Mazury to raj dla poszukiwaczy. — Wszędzie, gdzie wbijesz szpadel, trafisz na kamienie. Transportowały je lodowce i wody, które ustąpiły tysiące lat temu — wyjaśnia.
Wśród jego łupów są granaty, rubiny, cyrkony, a nawet śladowe ilości szmaragdów. — Niektóre znaleziska wyglądają jak zwykłe czarne kamienie. Dopiero po oszlifowaniu okazują się diamentami — podkreśla. Największą zagadką pozostaje jednak złoto. — Marcin mówił, że jest wszędzie, w mniejszych lub większych ilościach. Wierzę w to. Każdy kamień ma swoją historię — mówi.
Na balkonie, w mieszkaniu
Realizowanie tak nietypowego hobby wymaga poświęceń. — Ćwiczę każdego dnia. Na balkonie mam miskę z wodą i piaskiem, cały czas coś płuczę — śmieje się Michał. Jego najbliżsi początkowo podchodzili do pasji z rezerwą. — Gdy zacząłem inwestować w sprzęt, mało kto wierzył, że to ma sens. Teraz, gdy znajduję skarby, bramy zaufania się otworzyły — przyznaje.
W mieszkaniu Michała kamienie są wszędzie: na półkach, parapecie, nawet w pokoju dwuletniej córeczki. — Żona początkowo kręciła nosem, ale się przyzwyczaiła. A córka? Może kiedyś złapie bakcyla — marzy. Sam odkłada część znalezisk, by w przyszłości móc pokazać jej, jak „czytać” kamienie. Dwuletnią latorośl już powoli wprowadza w świat geologii.
Poszukiwacz z misją
Michał nie chce zatrzymywać wiedzy dla siebie. — Myślałem o warsztatach dla młodzieży. W Ełku czuję się z tą pasją trochę samotnie — przyznaje. Jego współpraca z Marcinem Micułą uświadomiła mu też ekologiczny wymiar hobby. — Dziś mamy sprzęt, który nie niszczy środowiska — podkreśla.
Sam ełczanin regularnie startuje w zawodach, m.in. w mistrzostwach Skandynawii w Norwegii czy zawodach w Głuchołazach. — Poznałem tam ludzi, którzy złoto znajdują nawet przy ujściu Wisły! Oni po prostu kochają to, co robią. To nie jest praca, tylko sposób na życie — mówi.
Sam ełczanin regularnie startuje w zawodach, m.in. w mistrzostwach Skandynawii w Norwegii czy zawodach w Głuchołazach. — Poznałem tam ludzi, którzy złoto znajdują nawet przy ujściu Wisły! Oni po prostu kochają to, co robią. To nie jest praca, tylko sposób na życie — mówi.
Prawdziwe bogactwo
Czego potrzeba, by zostać poszukiwaczem? — Wiedza jest ważna, ale bez profesjonalnego sprzętu do płukania to jak walka z wiatrakami — tłumaczy Michał. Wspomina, jak dawni poszukiwacze tracili cenne minerały przez brak technologii. — Dziś możemy pracować precyzyjnie, bez niszczenia przyrody. To hobby łączy przyjemne z pożytecznym — dodaje.
Najważniejsza pozostaje jednak wiara, że kolejny kamień okaże się skarbem. — Złoto może być wszędzie. Trzeba tylko wiedzieć, jak szukać… i mieć odrobinę szczęścia — podsumowuje. A gdy już się znajdzie? — To jak dotknięcie historii. Każdy samorodek to opowieść sprzed tysięcy lat — mówi. Michał nie nastawia się na zarobek. Podkreśla, że prawdziwe bogactwo to nie cenne kamienie same w sobie, ale chwile, gdy pasja zamienia się w złote wspomnienia.
Maciej Chrościelewski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez