Szokujące słowa Tande! „Każdy to robi” – afera w skokach narciarskich rośnie

2025-03-13 07:42:04(ost. akt: 2025-03-13 08:40:57)
Daniel-Andre Tande

Daniel-Andre Tande

Autor zdjęcia: PAP

Uderzające w tej sytuacji nie jest tylko to, co się wydarzyło, ale przede wszystkim postawa norweskich skoczków i całego środowiska wokół nich. Nie tylko przyznają otwarcie, że dokonywali zmian w kombinezonach – idą w zaparte, że właściwie nic się nie stało...
U Norwegów nie widać zażenowania, nie słychać przeprosin, a wręcz przeciwnie – z dumą ogłaszają, że „każdy to robi”. Gdzie zasady? Gdzie moralność? Zamiast refleksji, norwescy sportowcy ostentacyjnie bronią swoich błędów, jakby nie widzieli w nich nic złego. Zamiast chować się pod śnieg ze wstydu, próbują przekonać wszystkich, że to normalne.

Norweski skoczek narciarski Daniel-Andre Tande, mistrz olimpijski w drużynie z Pjongczangu, przyznał, że sam dokonywał zmian w swoim kombinezonie. "Odważę się wyjść i powiedzieć, że kilka razy to zrobiłem. Absolutnie każdy to robi" – powiedział 31-latek na antenie radia NRK.

Podobne wyznanie złożyli również byli skoczkowie Andreas Jacobsen i Johan Remen Evensen.

Oszustwo to mocne słowo. Ale nie mogę położyć ręki na sercu i powiedzieć, że nigdy tego nie robiłem. Jeśli definicją oszustwa jest to, że miałem na sobie trochę za duży kombinezon, to owszem – oszukiwałem” – przyznał Jacobsen, triumfator Turnieju Czterech Skoczni w 2007 roku.

Jak relacjonowali zawodnicy, różnych zmian dokonywało się również w butach, rękawicach, a nawet bieliźnie.

Według Tandego w 2019 roku Norwegowie posuwali się nawet do przekłuwania kombinezonów specjalną maszyną, by osiągnąć przewagę aerodynamiczną. Co więcej, inne nacje również miały korzystać z tego rozwiązania. „Jeden z innych zespołów pożyczył nawet od nas tę maszynę” – dodał.

Norwescy skoczkowie winę za całą sytuację przerzucają na Międzynarodową Federację Narciarską (FIS), twierdząc, że to ona stworzyła regulamin, który „zachęca” do oszukiwania. Do tego uważają, że FIS za rzadko interweniowała w tej sprawie.

„W tym sporcie podstawowa zasada brzmi: jeśli cię nie przyłapali, to nie oszukiwałeś. To jest problem z regulacją, który ciągnie się od dawna po świecie skoków narciarskich” – uważa Evensen.

Tande posunął się jeszcze dalej, sugerując, że FIS celowo przymyka oko na pewne praktyki, aby dostosować wyniki do lokalnej publiczności.

„Dla tego sportu, dla produktu, najlepsze jest, kiedy w Norwegii wygrywa Norweg, a w Austrii – Austriak. To jest wiedza ogólna” – stwierdził.

Dyskusja na temat manipulacji sprzętem nasiliła się po skandalu z norweskimi kombinezonami, który wybuchł podczas mistrzostw świata w Trondheim. Na ujawnionym nagraniu widać, jak obsługa techniczna norweskiej kadry majstruje przy już oplombowanych kombinezonach. Na filmie można dostrzec wszywane tasiemki, które miały usztywnić kombinezon i poprawić aerodynamikę.

Austriacy, Niemcy, Słoweńcy i Polacy natychmiast złożyli protest. Po sobotnim konkursie na dużej skoczni, w którym Marius Lindvik zdobył srebrny medal, FIS skontrolowała kombinezony Norwegów. Okazało się, że gospodarze mistrzostw świata dopuścili się manipulacji w sprzęcie, a ich zawodnicy zostali zdyskwalifikowani.

Jednak prawdziwym problemem nie jest nawet samo oszustwo, ale sposób, w jaki Norwegowie do niego podchodzą. Fakt, że „wszyscy to robią”, nie oznacza, że oni też musieli. A już na pewno nie znaczy, że muszą tak ostentacyjnie się tym chwalić i bronić swoich kolegów. Czasami lepiej milczeć – zwłaszcza, gdy nie ma się niczego na swoją obronę. To problem całego świata sportu czy może jednak wyłącznie Norwegów, którzy okazali się ludźmi totalnie bez zasad?


red./PAP