Amerykański bokser uniknął katastrofy

2025-03-06 12:14:16(ost. akt: 2025-03-06 12:32:25)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: PAP/CAF

14 marca 1980 roku miał być zwyczajnym dniem. Tymczasem stał się datą jednej z największych tragedii w historii polskiego lotnictwa. Samolot PLL LOT Ił-62 „Mikołaj Kopernik”, lecący z Nowego Jorku do Warszawy, rozbił się tuż przed lądowaniem, grzebiąc życie 87 osób. Na pokładzie znajdowali się nie tylko pasażerowie, ale także elita amerykańskiego boksu oraz legenda polskiej muzyki, Anna Jantar. Jednym z tych, którzy cudem uniknęli śmierci, był 18-letni pięściarz Bobby Czyz, który zamiast wsiąść na pokład, spędzał ten dzień w swoim domu w New Jersey.
Było tuż po godzinie 11:00, kiedy kontrolerzy lotów na warszawskim Okęciu otrzymali sygnał, że samolot rejsowy z Nowego Jorku zbliża się do lotniska. Załoga zgłosiła problem z podwoziem, którego mechanizm nie zadziałał zgodnie z oczekiwaniami. Podjęto decyzję o podniesieniu pułapu lotu, aby zyskać czas na rozwiązanie problemu.

Ta decyzja okazała się tragiczna w skutkach. W chwili zwiększenia mocy silników doszło do katastrofalnej awarii – pęknięcie wału turbiny zainicjowało lawinowy efekt uszkodzeń. Dwa silniki zostały doszczętnie zniszczone, trzeci przestał działać, a maszyna straciła możliwość sterowania. Czarna skrzynka przestała rejestrować dźwięki na 26 sekund przed uderzeniem o ziemię.

Pilot w ostatnich chwilach podjął desperacką próbę uniknięcia większej tragedii – udało mu się skierować maszynę tak, by ominęła pobliski zakład poprawczy. Gdyby samolot runął na budynek, liczba ofiar mogłaby być znacznie większa.

Wśród pasażerów było 14 pięściarzy reprezentacji USA lecących na międzypaństwowy mecz z Polską. Wydarzenie miało odbyć się 16 marca w katowickim „Spodku”. Dla wielu młodych zawodników była to życiowa szansa – sportowy sprawdzian przed igrzyskami olimpijskimi w Moskwie.

Jeden z nich – Bobby Czyz – nie znalazł się na pokładzie. Wydawało się, że przegrał los na loterii życia, gdy wypadek samochodowy wyeliminował go z wyjazdu. Miał złamany nos, nie mógł trenować, a przez to nie wsiadł do samolotu, którym mieli lecieć jego koledzy z reprezentacji.

Dziś Czyz wspomina tamten dzień ze wzruszeniem. W rozmowie z korespondentem Przeglądu Sportowego w Stanach Zjednoczonych Tomaszem Moczerniukiem przekazał, że wieść o śmierci jego kolegów przekazał mu jego ojciec. Amerykańskiego boksera.

Czy Bobby Czyz rzeczywiście oszukał los? Jego matka była przekonana, że to Bóg ocalił jej syna, zsyłając na niego drobny wypadek samochodowy. On sam przez lata żył z poczuciem, że dostał drugą szansę, choć życie nie było dla niego łaskawe.

Jako bokser odniósł wielkie sukcesy, zdobywając mistrzostwa świata w dwóch kategoriach wagowych. Ale równocześnie zmagał się z osobistymi demonami – problemy z alkoholem, kryzysy rodzinne i trudne relacje z ojcem naznaczyły jego życie.

Jego relacja z ojcem była daleka od idealnej. Czyz wspomina go jako przemocowego tyrana, który kontrolował jego życie i terroryzował rodzinę. Kulminacyjny moment nastąpił w czerwcu 1983 roku. Po kolejnej kłótni Bobby, tym razem na tle finansowym, wypowiedział słowa, które odmieniły wszystko - powiedział ojcowi, że nie potrzebuje jego pieniędzy, "jest dla niego martwy" i "nie ma już ojca".

Następnego dnia jego ojciec popełnił samobójstwo, zostawiając go z poczuciem winy, które nie opuściło go przez lata. Sam Bobby chciał odebrać sobie życie, lecz przed strzeleniem sobie w skroń (tak, jak to zrobił jego ojciec) powstrzymał go młodszy brat.

Źródło: Interia