"Scena to mój umysł, a opera - moja dusza". Od piątku w kinach "Maria Callas"
2025-02-07 06:07:18(ost. akt: 2025-02-07 06:15:54)
Opera była treścią jej życia. Starałem się stworzyć obrazy, które spowodują, że publiczność poczuje się, jakby siedziała w operze – powiedział Ed Lachman, autor zdjęć do "Marii Callas". Film Pablo Larraina z Angeliną Jolie w roli tytułowej w piątek trafił do kin.
Inspirowaną losami Jacqueline Kennedy "Jackie" wyróżniono wieloma nagrodami i nominacjami. Wpadający w baśniową konwencję "Spencer" o księżnej Dianie zebrał mieszane recenzje. Teraz chilijski reżyser powraca z ostatnią częścią trylogii o wpływowych kobietach XX w. Serii niezamierzonej, która narodziła się dzięki analogiom między przedstawionymi historiami. "Każdy z tych trzech filmów opowiada o kobiecie, która znalazła się w bardzo interesującym momencie historycznym. Każda z bohaterek jest związana z potężną rodziną lub – jak ktoś woli – mężczyzną. Wreszcie, każda z nich w tych okolicznościach ma odnaleźć własną tożsamość, własny głos. Nie chce, by ktokolwiek wypowiadał się w jej imieniu" – zwrócił uwagę Larrain, cytowany The Hollywood Reporter.
"Maria Callas" jest artystycznym wyobrażeniem ostatnich dni życia legendarnej śpiewaczki (granej przez Angelinę Jolie). Akcja rozgrywa się we wrześniu 1977 r. Schorowaną diwę poznajemy w jej paryskim apartamencie, gdzie dokonuje rozliczenia ze sobą i swoją przeszłością. Artystka zażywa coraz większe dawki leków przeciwbólowych. Balansując na granicy jawy i snu, wspomina występy na największych scenach świata, które zapewniły jej sławę i uwielbienie fanów. Talent i sukcesy operowe nie zagwarantowały jednak Marii szczęścia w życiu osobistym. Kobieta wraca myślami do swojej wielkiej miłości - Arystotelesa Onassisa, greckiego miliardera, który złamał jej serce, porzucając ją dla Jacqueline Kennedy. W schyłkowym okresie życia Callas może liczyć wyłącznie na swoją służbę – kucharkę Brunę (Alba Rohrwacher) i kamerdynera Ferruccio (Pierfrancesco Favino).
Kierując się zasadą, że ikonę może zagrać wyłącznie ikona, Larrain obsadził w roli tytułowej Angelinę Jolie. Amerykańska aktorka przygotowywała się do tego wyzwania ponad siedem miesięcy. Uczęszczała na zajęcia z włoskiego, warsztaty wokalne i lekcje śpiewu operowego. Co wieczór przygotowywała się do kolejnego dnia zdjęciowego. Poznała szczegóły z życia diwy i pokochała jej osobność. A poza tym zawsze lubiła grać postaci wzorowane na prawdziwych ludziach. "Czuję, że jestem dobra, jeśli mogę się nimi opiekować. Aby właściwie wykonywać swoją pracę, muszę ich kochać, ale nie chcę robić z nich świętych. Im więcej dowiadywałam się o Marii, tym bardziej czułam, że zasługuje na empatię i zrozumienie. Zwłaszcza w ostatnich latach życia, gdy była bardzo krytykowana i samotna. Zależało mi, by widzowie spojrzeli na życie Callas z innej perspektywy, by dali jej jeszcze chwilę" – wspomniała Jolie w rozmowie z W Magazine.
Zdjęcia do "Marii Callas" Larrain powierzył jednemu z największych malarzy współczesnego kina - Edwardowi Lachmanowi, z którym wcześniej spotkał się na planie "Hrabiego". Obie prace zapewniły amerykańskiemu operatorowi nominacje do Oscara. Jak zapewnia Lachman, dostosowanie stylu wizualnego opowieści do tak wyrazistej bohaterki jak Callas nie stanowiło większego wyzwania. Zainspirowało go powiedzenie śpiewaczki: "Scena to mój umysł, a opera – moja dusza". "Opera była treścią jej życia. Starałem się stworzyć takie obrazy, które spowodują, że publiczność poczuje się, jakby siedziała w operze. Opera to fikcja, fantazja. Natomiast w melodramacie liczą się prawdziwe emocje. Myślałem więc, jak zbudować psychologiczny portret Callas. Wciąż powtarzam, że w filmie bardzo łatwo możemy objaśnić, gdzie jest bohater, ale znacznie trudniej jest wniknąć w jego psychikę. W literaturze jest dokładnie na odwrót. Nie potrzebujemy wielu słów, by opisać stan naszego umysłu" – powiedział PAP w listopadzie ub.r. podczas festiwalu Camerimage w Toruniu.
Realizacja zdjęć była dobrą okazją, by obejrzeć ponownie filmy z Callas w obsadzie, m.in. "Medeę" Piera Paolo Pasoliniego, w której śpiewaczka zagrała tytułową rolę. Diwa była portretowana również przez dokumentalistów – Dereka Burrella w "Our World", Adama Lowa w "The Life and Times of Count Luchino Visconti" oraz Jill Nicholls w "Queens of Heartache". "Materiałów wizualnych z udziałem Callas jest naprawdę wiele. Zaczerpnęliśmy z nich pomysł, jak stworzyć teksturę jej życia. Bo ono dla nas wszystkich pozostaje tajemnicą. Nigdy nie dowiemy się, kim była Maria Callas. Możemy jedynie spróbować pokazać, przez co przeszła. Zależało mi, by widzowie mogli wejść na chwilę w jej buty, doświadczyć tego, co mogła czuć w danych momentach" – podkreślił operator.
Larrain i Lachman planują już kolejny wspólny film, choć na razie nie zdradzają szczegółów. "Mówi się, że relacja reżysera i operatora przypomina małżeństwo. Tak daleko bym się nie posunął. Dla mnie reżyser to raczej partner do tańca. Słyszymy tę samą muzykę, a nasze kroki wzajemnie się uzupełniają. Szczęśliwie spotkałem na swojej drodze wielu artystów, którzy wierzą, że historie można opowiadać także poprzez obrazy. Jednak nie wszyscy reżyserzy myślą w ten sposób. Najlepiej radzę sobie w pracy z tymi, dla których ważna jest wizualna strona opowieści i którzy pozwalają mi mieć wkład w ich wizję. Najlepsi twórcy to ci, którzy wiedzą, co chcą zrobić. Ale zarazem reagują na to, co dzieje się na planie, i są skłonni zmienić koncepcję" – stwierdził Lachman.
Od piątku "Marię Callas" można oglądać w polskich kinach. Dystrybutorem obrazu jest Kino Świat.
red./PAP
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez