PiS złożyło wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec minister Leszczyny

2024-11-07 15:50:16(ost. akt: 2024-11-07 15:50:14)

Autor zdjęcia: Izabela Leszczyna, fot. PAP/Marcin Obara

Klub PiS złożył wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec minister zdrowia Izabeli Leszczyny - poinformował w czwartek szef tego klubu Mariusz Błaszczak. Wniosek jest konsekwencją "zapaści w służbie zdrowia do jakiej doszło po 10 miesiącach rządów koalicji 13 grudnia" - powiedział Błaszczak.
Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka marszałka Sejmu Szymona Hołowni, potwierdziła w rozmowie z PAP, że wniosek PiS wpłynął do Sejmu.

Błaszczak powiedział na porannej konferencji prasowej, że "wniosek jest konsekwencją zapaści w służbie zdrowia do jakiej doszło po 10 miesiącach rządów koalicji 13 grudnia i po 10 miesiącach rządów pani minister Leszczyny".

Ocenił, że Leszczyna "jest niekompetentna i roztrwoniła dorobek z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości związany ze wzmacnianiem polskiej służby zdrowia". "Doprowadziła chociażby do tego, że zamknięta zostanie jedna trzecia wszystkich oddziałów położniczych w polskich szpitalach w województwie mazowieckim" - powiedział Błaszczak.

Poseł PiS Katarzyna Sójka dodała, że Leszczyna bierze odpowiedzialność "za lawinowo pogarszającą się sytuację w ochronie zdrowia". Przypomniała, że w środę przed Sejmem protestowali fizjoterapeuci, którzy - jak powiedziała Sójka - przyszli ze sztandarem, na którym mieli napisane, że "minister Leszczyna wykańcza polskiego pacjenta". "Mówią o tym wprost, ponieważ pani minister bezkompromisowo zaproponowała odebranie pacjentom najciężej chorym, pacjentom z niepełnosprawnościami, również pacjentom leżącym fizjoterapię w warunkach domowych" - powiedziała posłanka PiS.

Dodała, że 111 oddziałów położniczych na ponad 300 funkcjonujących w Polsce, czyli ponad 30 proc., może stracić możliwość finansowania, podobnie jak siedem na dziewięć funkcjonujących kardiochirurgii dziecięcych.

Pod koniec października podczas spotkania z premierem Donaldem Tuska i minister Leszczyną przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych przekazali, że jeszcze w tym roku w systemie ochrony zdrowia zabraknie ok. 15 mld zł. O niedomykającym się budżecie na zdrowie w bieżącym roku od kilku miesięcy mówią nie tylko dyrektorzy szpitali, ale również m.in. samorząd lekarski (wysłał w tej sprawie kilka tygodni temu list do premiera) oraz organizacje zajmujące się ochroną zdrowia. Zwracają uwagę, że szpitale mające tradycyjnie nadwykonania, czyli realizujące więcej tzw. limitowanych świadczeń dla pacjentów, niż zostało to określone w umowach z Narodowym Funduszem Zdrowia, nie otrzymują zwrotu za zrealizowane usługi.

Federacja Pracodawców Polskich oceniła ostatnio, że NFZ stracił możliwość finansowania świadczeń na obecnych zasadach. "W przyszłym roku, żeby system funkcjonował tak, jak w tym - co nie jest żadną rewelacją - brakuje 27 mld zł, a w 2026 r. - 41 mld zł" - stwierdził w połowie października ekspert FPP Wojciech Wiśniewski.

Minister Leszczyna mówiła pod koniec września w TVN24, że trudności NFZ biorą się z tego, że poprzedni rząd przeniósł finansowanie zadań i działań wartych obecnie 13 mld zł z budżetu państwa do finansowania przez Fundusz. Wskazała również, że koszty NFZ rosną dużo szybciej niż przychody ze składki ze względu na wprowadzoną przez PiS ustawę o minimalnym wynagrodzeniu dla pracowników ochrony zdrowia (zakłada coroczną waloryzację płac - PAP). "Nie da się tej dziury zasypać" - przyznała.

Resort zdrowia podnosi, że problemy mają kilka przyczyn. Wskazuje m.in. na konieczność sfinansowania podwyżek dla personelu medycznego, do czego obliguje ustawa o wynagrodzeniach w ochronie zdrowia (zakłada mechanizm corocznego waloryzowania płac). Według informacji MZ przez ostatnie trzy lata ustawa o wynagrodzeniach kosztowała NFZ ok. 80 mld złotych.

W kwestii oddziałów położniczych szefowa resortu zdrowia mówiła pod koniec września w TVN24, że resort prowadzi rozmowy ze starostami na temat konsolidacji szpitali. "Jeśli mamy trzy powiaty, to zdecydujemy: niech w jednym będzie chirurgia ostra, w drugim - chirurgia planowa, w trzecim - porodówka, w czwartym - pediatria" - wyjaśniła. Leszczyna podkreśliła, że pacjenci oczekują świadczeń najwyższej jakości, a "nie jest możliwe, żeby taki wysoki poziom medycyny, który mamy w Polsce, utrzymać we wszystkich maleńkich szpitalach" i "dlatego potrzebne jest porozumienie między powiatami". W niedawnym wywiadzie dla PAP minister zdrowia zapowiedziała zwrócenie się o współpracę do konsultantów wojewódzkich i zaznaczyła, że resort chce, aby "lekarze, eksperci, specjaliści określili najlepsze warunki dla kobiety rodzącej i dziecka, zarówno jeśli chodzi o opiekę okołoporodową, jak i odległość od miejsca zamieszkania do najbliższej porodówki".
Izabela Leszczyna "raczej spokojna" o wynik głosowania wniosku o wotum nieufności

"Opozycja ma prawo składać wnioski o wota nieufności, a rząd ma prawo obronić swojego ministra, jeśli uzna, że jest dobrym ministrem" – odparła poproszona przez PAP o komentarz w tej sprawie. Powiedziała też, że "jest raczej spokojna o to, że zostanie w głosowaniu obroniona".

Tego samego dnia szefowa MZ poinformowała dziennikarzy, że zmieniła koncepcję reformy porodówek. Zapowiedziała, że łączenie oddziałów między szpitalami będzie dobrowolne. Zdecyduje o tym zespół ekspertów przy wojewodzie, a nie wytyczne o liczbie odbieranych w niej porodów.

Wcześniej resort zakładał, że po reformie do sieci szpitali wchodziłyby tylko te placówki, w których rocznie odbierana jest pewna minimalna liczba porodów. W ocenie skutków regulacji projektu ustawy wpisano liczbę 400 porodów, choć ostateczną miał wskazywać minister zdrowia. Chodziło o gwarancję, że matką i dzieckiem zajmuje się doświadczony i wykwalifikowany personel. Następnie doszło kolejne kryterium – odległość do najbliższego oddziału położniczego – by kobiety nie zostały bez porodówki w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od domu.

Przyznając, że wywołało to "falę niepokojów", Leszczyna wytknęła opozycji, że wykorzystali projekt reformy do straszenia pacjentów.

"Uważam, że nasi adwersarze polityczni w sposób absolutnie niegodny wykorzystali tę sytuację, strasząc kobiety, strasząc pacjentów. Minister zdrowia nie może pozwolić na to, żeby ludzie żyli w lęku, że im zabiorą szpital, albo zabiorą porodówkę i kobiety nie będą miały gdzie rodzić. (...) Dlatego postanowiłam zmienić ten twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów" – powiedziała.

Sytuacja w ochronie zdrowia była tematem niedawnego spotkania premiera Donalda Tuska i minister Leszczyny z przedstawicielami Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. Przekazali oni rządowi, że jeszcze w tym roku w systemie ochrony zdrowia zabraknie ok. 15 mld zł. O niedomykającym się budżecie na zdrowie w bieżącym roku od kilku miesięcy mówią nie tylko dyrektorzy szpitali, ale również m.in. samorząd lekarski (wysłał w tej sprawie kilka tygodni temu list do premiera) oraz organizacje zajmujące się ochroną zdrowia. Zwracają uwagę, że szpitale mające tradycyjnie nadwykonania, czyli realizujące więcej tzw. limitowanych świadczeń dla pacjentów, niż zostało to określone w umowach z Narodowym Funduszem Zdrowia, nie otrzymują zwrotu za zrealizowane usługi.(PAP)

akar/ joz/ lm/ kos/ mok/ sma/ ał/