To już 20 lat, odkąd Krystyna Feldman oczarowała nas w roli Nikifora

2024-09-25 10:05:01(ost. akt: 2024-09-25 02:02:57)

Autor zdjęcia: PAP

"Kręcenie Nikifora było najpiękniejszym, najlepszym, najszczęśliwszym czasem w jej życiu" - mówi PAP aktorka Daniela Popławska, która z Krystyną Feldman spędziła w garderobie poznańskiego Teatru Nowego 20 lat. Tyle samo mija właśnie od premiery "Mojego Nikifora".
"Całe zawodowe życie czekamy na takie role, ale najczęściej ich nie otrzymujemy. Mnie się przed śmiercią udało" - powiedziała 88-letnia Krystyna Feldman Łukaszowi Maciejewskiemu podczas zdjęć w Krynicy ("Tygodnik Powszechny", 2004). "Jak Pani przyjmuje te wszystkie komentarze o Pani niezwykłym podobieństwie do Nikifora?" - dociekał krytyk. "A jak pan myśli? Z rozkoszą przyjmuję" - odparła aktorka.

"Gdy wracała z planu filmowego i opowiadała, co tam się działo, to nieraz zdarzyło mi się popłakać ze śmiechu. Kiedyś dostała takie zielone sztuczne plwociny do plucia. I kiedy siedziała na murku czekając na zdjęcia, przysiadł obok niej jakiś facet. Usiadł, to usiadł - pomyślała Krysia i na próbę raz sobie splunęła. A on ją zbeształ, wyzwał od brudasów i takich tam różnych" - wspomina Popławska, która wśród osobistych pamiątek ma zdjęcie Krystyny Feldman z dedykacją na odwrocie: "Mojej córeczce - Danielce - Nikifor Feldman Krysia".

Według Antoniny Choroszy, Nikifor Krystyny Feldman jest najlepszym dowodem na to, że nie wolno rezygnować z marzeń. "Teatr był dla niej bardzo ważny, ale występy w filmie też lubiła. Pamiętam, że w czasie, gdy pracowała na planie 'Nikifora', to w teatralnej garderobie była trochę jakby nieobecna, bardziej wyciszona, skoncentrowana, małomówna. Rzadziej się odzywała, a o współpracy z Krzysztofem Krauzem mówiła z niekłamanym zachwytem" - mówi PAP aktorka. "To spotkanie dwójki mistrzów zaowocowało wielką kreacją" - ocenia.

Jeszcze przed końcem zdjęć Krystyna Feldman została napadnięta i mocno poturbowana przez trzech młodocianych bandytów - skutkiem było złamane biodro, co w jej wieku mogło się dramatycznie źle skończyć. "Ale ja w ogóle nie brałam tego pod uwagę. Miałam przecież jeszcze cztery dni zdjęciowe w filmie Krzysia Krauzego o Nikiforze. Nie mogłam zawieść Krzysia - pokochałam go jak syna" - wspominała w książce Łukasza Maciejewskiego pt. "Aktorki. Spotkania" (2012). "Musiałam wyzdrowieć" - podsumowała. Szybko też wybaczyła oprawcom. "To były dzieciaki. Może nikt im nie powiedział, co jest dobre a co złe" - wyjaśniła.

"Mój Nikifor" opowiada historię Epifaniusza Drowniaka – znanego jako Nikifor Krynicki – polskiego malarza prymitywisty łemkowskiego pochodzenia. W tytułową rolę wcieliła się Krystyna Feldman. W pozostałych wystąpili m.in. Roman Gancarczyk (Marian Włosiński), Lucyna Malec (Hanna Włosińska), Artur Steranko (Doktor Rosen), Ewa Wencel (Dyrektorka "Zachęty") i Marian Dziędziel (Pszczelarz Ferek).

Od czasów antycznego teatru greckiego aktorzy-mężczyźni nierzadko wcielali się w role kobiece - w przeciwną stronę nie było to już takie częste. Jednak gdy Krzysztof Krauze ogłosił, że rolę Nikifora zagra kobieta, nikt nie widział w tym nic dziwnego. "W końcu genialny prymitywista często mówił o sobie w rodzaju żeńskim. A poza tym miała to być Krystyna Feldman" – napisała Magdalena Łukaszewicz (obecnie Rigamonti - PAP) w "Newsweeku" (2004).

"Ona była Nikiforem, nie musiała go grać. Całym jej życiem była sztuka. To był człowiek, który żył dla sztuki" - powiedziała Mateuszowi Wyderce z PAP współscenarzystka "Mojego Nikifora" Joanna Kos-Krauze (2019). "Kiedy byliśmy w Krynicy i Krysia grała w filmie Jurka Bogajewicza 'Boże skrawki'. dowiedzieliśmy się, że jest w pensjonacie obok nas. Poszliśmy się z nią spotkać. Wyglądała nawet nie jak siostra bliźniaczka, ale jak brak bliźniak Nikifora" – opowiadała.

"Oto Nikifor" - powiedział wówczas Marian Włosiński, wieloletni przyjaciel i opiekun prawny krynickiego malarza. "Jest genialna. Porusza się i gestykuluje jak on, wygląda identycznie" - dodał, obejrzawszy zrealizowany film.

Mimo tego "bliźniaczego" podobieństwa, charakteryzatorka Maria Dziewulska (1947-2006) nie wypuszczała Krystyny Feldman ze swych mistrzowskich rąk przez półtorej godziny każdego dnia zdjęciowego.

"Przygotowywanie charakteryzacji trwało bardzo długo i było dla niej niewątpliwie męczące, ale wcale się nie skarżyła. Przeciwnie kilka razy powiedziała mi: Danielko, to jest najpiękniejszy, najlepszy, najszczęśliwszy czas w moim życiu" - wspomina Daniela Popławska.

"Feldman nie była Nikiforem dzięki charakteryzacji. Ona niosła Nikifora w swoim sercu, w każdym geście. Nie miała na planie własnych myśli, była i zachowywała się jak Nikifor" - ocenił Krzysztof Krauze, cytowany w książce Łukasza Maciejewskiego.

Rola Nikifora okazała się sukcesem. Aktorka dostała kilkadziesiąt nagród - m.in. Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2004 r. i Orła – nagrodę Polskiej Akademii Filmowej w 2005 roku. W tym samym roku na festiwalach w Karlowych Warach i Valladolid otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki. Uhonorowano ją też w Manili, Kijowie, Rabacie, San Sebastian i Zimbabwe. Czytelnicy miesięcznika "Film" nagrodzili ją Złotą Kaczką w 2005 roku. W wywiadzie udzielonym z tej okazji Krystyna Feldman powiedziała: "mnie gwiazdorstwo nie interesowało". "W domu, potem w szkole teatralnej, nauczono mnie pokory. Wobec zawodu i wobec życia" - wyjaśniła. "Raz da i już gwiazda" - powtarzała złośliwe porzekadło teatralne. "Mnie to nie dotyczy" - zapewniła Krystyna Feldman Łukasza Maciejewskiego.

"Przychodziła do garderoby i mówiła: dostałam nagrodę w Indiach, jakieś pieniądze, nie wiesz ile tam kosztuje słoń? Bo pojeździłabym sobie na nim po mieście. Taka właśnie była. Myślę, że gdyby dostała tego słonia, to pewnie powędrowałaby na nim do Lwowa. Widziałam, że bardzo tęskni za tym miastem. Mam w pamięci taki obrazek: Krysia trzyma głowę w dłoniach, patrzy w lustro i śpiewa sobie jakieś lwowskie piosenki" - mówi Daniela Popławska, u której w domu wisi portret Krystyny Feldman, wystylizowanej przez Hannę Bakułę na Nikifora.

"Kiedy zaczęłam pracę w Teatrze Nowym w Poznaniu, w 1991 roku, byłam najmłodszą osobą w zespole, na czwartym roku studiów. Przydzielono mnie do garderoby numer 9, w której były cztery stanowiska, a jedno z nich należało właśnie do Krystyny Feldman. I tak przez następne 16 lat byłam, żyłam, w jednej garderobie z panią Krystyną" - mówi Antonina Choroszy. Wspomina, że Feldman wzbudzała w niej "wewnętrzny uśmiech". "Była niezwykle dowcipna, skłonna do żartowania, ale i samokrytyczna" - wyjaśnia.

"Czasem, gdy siedziała przed lustrem i przygotowywała się do spektaklu, żartobliwie mówiła do siebie: no i co, no i co, no i co ty tutaj, co tak patrzysz?… Komentowała przy tym swoją pracę nad rolą. Nieraz też dawała sobie takie klapsy po policzkach za coś, bo jak mówiła, trzeba czasami siebie pomusztrować. Bawiło mnie to ogromnie, bo to było wspaniałe show" – podkreśla Antonina Choroszy.

Dodaje, że z Krystyną Feldman łączył ją Lwów. "To było jej ukochane miasto, ona tęskniła za tymi ludźmi, za tym czasem, często opowiadała o swojej rodzinie. Mój tata był również lwowiakiem. Kiedy się o tym dowiedziała, powstała między nami szczególna nić porozumienia. Jak tylko słyszała, że jadę to domu, mówiła, żebym przekazała pozdrowienia tacie. Albo mówiła: serwus dla taty! Później okazało się, że lwowiacy tak się pozdrawiali" - wspomina.

"Zawsze mogłem się do niej zwrócić. Kiedy miałem jakieś wątpliwości, ona pomagała" - powiedział Mateuszowi Wyderce aktor Teatru Nowego Andrzej Lajborek. "Była nauczona teatru zespołowego, w którym wszyscy sobie wzajemnie pomagają. Teatru nie tylko głównych postaci, lecz wszystkich aktorów grających w spektaklu. Wyznawała takie wartości. Nie umiała być inna" - dodał. "Nauczono ją najlepszej kindersztuby teatralnej, jaka w międzywojniu istniała i ona nigdy tego nie straciła. Teatr bardzo zmienił się za jej życia, a ona ciągle była z tamtych czasów" – podsumował Lajborek.

"Była osobą stonowaną, niezwykłej inteligencji - taka umarła klasa, gatunek osobowości i inteligencji przedwojennej” - podkreśla Antonina Choroszy. "Nigdy nie spóźniała się, nie narzekała, była bardzo wyważona w reakcjach i opiniach, co nie znaczy, że nie była emocjonalna. Miała wrodzoną, naturalną młodość, po prostu miała w sobie młodego człowieka. Kiedy zdarzały się naprawdę długie, ciężkie próby i wszyscy czuli zmęczenie, to może raz w życiu usłyszałam od niej, że jest zmęczona. Nigdy tego nie okazywała" - wspomina.

Krystyna Feldman zobaczyła Nikifora na własne oczy będąc małą dziewczynką - wspomniała o tym w kilkunastu wywiadach. "Urosła z tego jakaś idiotyczna legenda. Miałam bodajże siedem lat, mieszkaliśmy w Krakowie i co jakiś czas z mamą i starszym bratem wyjeżdżaliśmy do Krynicy. Tam widziałam Nikifora siedzącego na murku. Zrobił on na mnie, jako na dziecku, raczej nieprzyjemne wrażenie. Z tego 'spotkania' zrodziły się jakieś brednie, że olśnienie we mnie wstąpiło i zawołałam: Mamusiu! Za kilkadziesiąt lat będę grała tego Nikifora. Bzdura!" - mówiła Bogdanowi Kuncewiczowi ("Elity", 2004).

Do kreowanej postaci miała swoje zastrzeżenia. "Przede wszystkim różnię się tym, że bardzo lubię czystość. Niestety mój kochany Nikiforek był brudasem i to wywoływało w pierwszych dniach zdjęć moje osobiste obrzydzenie do tej postaci. Paznokcie zapuszczone, ręce brudne, z uszu wystawały kłaki - brrr!. On taki był i ja też taka się stałam. Wieczorem po zdjęciach, jak przychodziłam do hotelu, to była ogólna pralnia - od stóp do głów" - opowiadała.

Zastrzeżenia aktorki nie wpłynęły jednak znacząco na odbiór jej kreacji. "Ta rola była pointą jej życia, jej aktorstwa, myślenia o tym zawodzie" – ocenił Lajborek.

Krystyna Feldman potrafiła wyrazić siebie nie tylko w teatrze i filmie. "Jej orężem była ironia. Dowcip ostry jak żyletka. Nieco przytępiona życzliwością. Kiedy zjawiłem się na planie 'Mojego Nikifora' w Krynicy, do Feldman zadzwonił ktoś z show Kuby Wojewódzkiego, żeby zaprosić aktorkę do programu. W odpowiedzi usłyszał: dziecinko, proszę cię, przekaż temu panu, żeby mnie w dupę pocałował" - napisał Łukasz Maciejewski.

Na codzień jednak - jak wspominają bliscy jej ludzie - jako adeptka przedwojennej kindersztuby brzydkich słów nie używała. Jej największym przekleństwem była "psiakrew".

Większość jej filmografii stanowią epizody. W jednym z wywiadów dla "Kina" wyjaśniła, że "epizod to projekcja postaci bardzo skondensowanej, zwięzłej, ale zawsze pełnej". "Epizod ani nie ogranicza aktora, ani w niczym mu nie ujmuje" – mówiła. Nie lubiła dzielenia ról na te większe i mniejsze. Wypowiadając się dla "Przekroju" (2004) oceniła, że "rola to rola". "Nie można więc grać byle jak. Epizod czemuś służy. I trzeba dać z siebie wszystko" -podkreśliła.

Rola Nikifora była dla niej najpiękniejszym prezentem od pana Boga, "którego kochała przecież tak mocno, jak grany przez nią Łemko". "W tej zdumiewającej kreacji Feldman zawarła całe swoje życie. Nie tylko zawodowe. Grała wąsy z licznych męskich ról, kapelutki wszystkich złych filmowych ciotek, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość" - napisał Łukasz Maciejewski. Jego zdaniem, kreacja w "Moim Nikiforze", to "jeden z tych rzadkich cudów kina, kiedy twarz realna, twarz aktora, nie tylko przybiera fizis konkretnego bohatera, słynnego malarza prymitywisty, ale zostaje naznaczona stygmatem uniwersalnym". "Nikifor Krystyny Feldman był przecież ikoną dosłowną. Wszystkich zagubionych w swej inności, mówiących trochę innym językiem, inaczej czujących, kochających inaczej" - ocenił krytyk.

Nie czuła się samotna. "Samotnymi są tylko ci, którzy nie kochają" - powiedziała Maciejewskiemu.

Krystyna Feldman umarła 24 stycznia 2007 roku.

"Nie dziw się wcale przechodniu kochany, że ten mały grobek taki rozkopany. Tu leży Feldman, co nawet po śmierci, zamiast w grobie leżeć, to się w grobie wierci" - odczytała podczas pogrzebu aktorki, napisane przez nią samą epitafium, Daniela Popławska.


red./PAP


bm