Dzieci w Polsce są dyskryminowane? "W ludziach jest przekonanie, że można je zaprogramować"

2024-08-31 11:21:35(ost. akt: 2024-08-31 11:22:12)

Autor zdjęcia: Tabliczka z zakazem na osiedlu mieszkalnym Fot. PAP/Lech Muszyński

Dziecko płacze w samolocie. Ludzie mówią: krzyczy, bo jest źle wychowane, bo jest w nich przekonanie, że dziecko można wychować, zaprogramować – mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Michał Radomił Wiśniewski, pisarz i publicysta.
Zapytany o to, czym są obiekty dedykowane wyłącznie dorosłym turystom, Wiśniewski odparł, że po pierwsze kapitalistycznym wynalazkiem pozwalającym zaoszczędzić na infrastrukturze dla dzieci, przewijakach, a po drugie dyskryminacją.

"Rozumiem, że dzieci nie są wpuszczone do klubów, gdzie gra głośna muzyka, pali się papierosy, pije alkohol i zachowuje nieobyczajnie, bo tu argumentem jest ich dobro" – powiedział.


Jego zdaniem, hotelom nie chodzi o to tylko o produkt, o reklamę, obietnicę ciszy i spokoju z dala od dzieci. "To bzdura" – zaznaczył, argumentując, że przecież nie wszystkie dzieci są głośne, tak samo, jak nie wszyscy dorośli są cisi. "Zwłaszcza w hotelach na wczasach all inclusive jest z reguły bardzo głośno nie ze względu na dzieci, ale z powodu muzyki i dorosłych z nieograniczonym dostępem do napojów alkoholowych" - wskazał.

Jak podkreślił, to wyczulenie na hałas generowany przez dzieci to stosunkowo nowa rzecz. "Wychowywałem się w latach 80. na PRL-owskim osiedlu. Nie pamiętam, by ktoś narzekał, że hałasujemy" - wspomniał.

Zauważył, że dziś dzieci bawiących się na podwórku jest mało, za to są notorycznie strofowane.

"Celują w tym staruszki, jakby osoby, które w hierarchii siły są niemal na samym dole, czuły ulgę, że znalazły kogoś, kto jest jeszcze niżej" – podkreślił. Jego zdaniem, nawet troska służy nam jako narzędzie przemocy, dyscypliny. "Osoba podchodzi do płaczącego na ulicy dziecka i mówi 'nie płacz'" – dał przykład.

Wiśniewski twierdzi, że "prawdziwy dzieciofob" nie powie 'nie moje', tylko 'cudze', np. 'co mnie obchodzą cudze dzieci'. "Fascynuje mnie, jak negatywną emocją naładowana jest ta fraza 'cudze dziecko', jak cudzoziemiec, ktoś z założenia podejrzany, wrogi” - przyznał.

Zdaniem Wiśniewskiego, musimy sobie uświadomić, że dzieci w Polsce są systemowo dyskryminowane. "Najlepszym symbolem jest właśnie rozwieszanie tabliczek 'zakaz gry w piłkę', tworzenie stref nieprzyjaznym dzieciom na bardziej abstrakcyjnym poziomie" – uważa pisarz.

Podkreślił, że o dzieciach nie myślimy jako o osobach, tylko przedmiotach. "Weźmy dziecko płaczące w samolocie. Ludzie mówią: 'krzyczy, bo jest źle wychowane', bo jest w nich przekonanie, że dziecko można zaprogramować tak, żeby do takiej sytuacji nie dopuścić". Dodał, że także wielu dorosłych nie czuje się w samolotach komfortowo, "ale oni piją albo biorą tabletki".

Rozmówca "GW" zauważył, dzieciofobia nie została w ogóle przepracowana "ani na prawicy, ani na lewicy, nawet na tym powierzchniowym poziomie: uznaniu, że w jakiś sposób mówić o dzieciach nie wypada".

Wiśniewski twierdzi, że dzieci i osoby z niepełnosprawnościami napotykają na te same bariery. "Schody, ciężkie drzwi, zbyt wysoko umieszczone włączniki światła. Bo nie widzimy problemów w tym, że są zależne od innych pełnosprawnych dorosłych". (PAP)

mir/ mhr/ know/