Sikorski: bardzo dobrze, że Ukraińcy zaskakują, a Putin nie wie, skąd przyjdzie następne uderzenie

2024-08-28 08:16:53(ost. akt: 2024-08-28 08:18:33)

Autor zdjęcia: Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Fot. PAP/Marcin Obara

To bardzo dobrze, że Ukraińcy zaskakują, że Putin nie wie, skąd przyjdzie następne uderzenie i w jakiej sile. Ukraińska operacja na terenie Rosji to kryzys informacyjny, polityczny i psychologiczny dla Rosji - ocenił szef MSZ Radosław Sikorski.
Sikorski we wtorek w Polsat News został zapytany o trwającą operacją wojsk ukraińskich w rosyjskim obwodzie kurskim oraz o doniesienia, wedle których żołnierze ukraińscy mieli pojawić się także w drugim obwodzie położonym przy granicy z Ukrainą - biełgorodzkim.

"Myślę, że Rosja jest w szoku, że przestaje wierzyć w oficjalną propagandę. Wydaje mi się, że prezydent Putin udaje, że to nie jest wielki kryzys, bo chce za wszelką cenę do granicy dojść do obwodów ługańskiego i donieckiego (to obecnie główne kierunki rosyjskiego natarcia na terenie Ukrainy - PAP). Ale to jest kryzys informacyjny, polityczny, psychologiczny dla Rosji. Wydaje mi się, że Ukraińcy sprytnie i bardzo odważnie wykonują operację, która już osiągnęła niektóre cele, a może osiągnąć ich cel taktyczny jak ja go widzę - czyli zmusić Rosjan do przerzutu sił" - ocenił Sikorski.
Jak podkreślił, "oczywiście nie wiemy - bardzo dobrze, że nie wiemy - jakie są ukraińskie plany". "To, że tę operację w regionie kurskim udało się utrzymać w tajemnicy, w odróżnieniu od zeszłorocznej kontrofensywy, było częścią jej sukcesu. Więc bardzo dobrze, że Ukraińcy zaskakują, że Putin nie wie, skąd przyjdzie następne uderzenie i w jakiej sile" - powiedział. Dopytywany, czy polskie władze i sojusznicy mieli zawczasu informacje o ukraińskich planach, Sikorski zaprzeczył.

Szef MSZ został także zapytany o niedawną wypowiedź republikańskiego kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa, który stwierdził, że sojusznicy z NATO powinni wydawać co najmniej 3 proc. swojego PKB na zbrojenia, by móc liczyć na wsparcie USA. W odpowiedzi Sikorski przypomniał, że z takim pomysłem wyszedł już kilka miesięcy temu prezydent Andrzej Duda.

"Ja uważam ten pomysł za ryzykowny. Ledwie większość krajów weszło na 2 proc. PKB, a już stawiamy poprzeczkę wyżej" - stwierdził Sikorski. "Jeżeli Donald Trump mówi, że jeżeli tych, którzy wydają mniej niż on mówi nie będzie bronił, no to powyżej pułapu 3 proc. są USA, Polska i Grecja. Naprawdę chcemy takiego sojuszu?" - dodał.
Dopytywany o inną wypowiedź Trumpa o konieczności "spłacenia zaległości" przez niedotrzymujących wyznaczonego progu wydatków sojuszników, Sikorski zauważył, że "tu jest sugestia, że kraje członkowskie NATO są winne te pieniądze Stanom Zjednoczonym". "A przecież to nie tak - one mają to wydać na własną obronność. Zresztą takie uzależnianie wypełniania traktatu Sojuszu od wydatków finansowych jest nierealistyczne" - zaznaczył Sikorski. Przypomniał, że np. sojusznicza Islandia w ogóle nie ma własnych sił zbrojnych i budżetu na obronność.

"Gdy wysłaliśmy brygadę do Iraku, potem kolejną, na ileś rotacji, do Afganistanu, to przecież nie wysyłaliśmy rachunku do Waszyngtonu. Tylko USA zostały zaatakowane przez Al Kaidę; podjęliśmy wspólną sojuszniczą decyzję, że idziemy na wojnę na podstawie art. 5 i w NATO każdy płaci za siebie, i nikt nie wysyła nikomu warunków" - podkreślił Sikorski.
Siły Zbrojne Ukrainy rozpoczęły operację ofensywną w obwodzie kurskim 6 sierpnia. Naczelny dowódca ukraińskiej armii, generał Ołeksandr Syrski informował w ubiegłym tygodniu, że obszar zajęty w obwodzie przez siły ukraińskie powiększył się do 1263 km kw., a liczba kontrolowanych przez nie miejscowości - do 93. We wtorek w mediach i sieciach społecznościowych zaczęły pojawiać się informacje, wedle których ukraińscy żołnierze mieli pojawić się także w obwodzie biełgorodzkim, położonym dalej na wschód, na północ od ukraińskiego Charkowa.

grg/