Mężczyźni są najwięcej warci po śmierci

2024-06-04 09:48:00(ost. akt: 2024-06-04 10:09:50)
Co byście państwo powiedzieli na stwierdzenie, że II wojna światowa jeszcze się nie skończyła? Polityczna fikcja? Niekoniecznie. Taka jest dzisiaj rzeczywistość. A jej początkiem jest film z 1973 roku. A swoją rolę ma w tym także Hans Kloss.
Wojna „made in Russia”


Zacznijmy zatem od tego filmu, bo przecież jak powiedział niesławnej pamięci Włodzimierz Iljicz Lenin: „Film jest najważniejszą ze sztuk”. Chodzi o sowiecki film „Siedemnaście mgnień wiosny”, w którym sowiecki szpieg w esesmańskim mundurze kombinuje, żeby nie dopuścić do porozumienia Niemiec z Zachodem. Max Otto von Stirlitz jest (to oczywiste) synem Ukrainki i Rosjanina. Sam zaś film był rosyjską odpowiedzią na naszego Klossa, no bo przecież Polak nie mógł wygrać sam II wojny światowej.

Ten film odegrał ważną rolę w dziejach Europy, a może i świata. W 1999 roku schorowany Borys Jelcyn i jego familia rozglądali się za następcą. Cel był prosty. Trzeba znaleźć kogoś mało znanego i znaczącego i wymyślić mu fałszywy problem do rozwiązania, aby uczynić go popularnym. Na tę okazję zamówiono między innymi badania dotyczące ulubionych rosyjskich bohaterów popkultury. Wygrał wspomniany Stirlitz. Z badania wynikało też, że Rosjanie chcą, by rządził nimi przywódca wywodzący się „z resortów siłowych”, chcieli „zdrowego i niepijącego mężczyznę w średnim wieku”, najlepiej jakiegoś agenta wywiadu.

— Uznano, że najlepszym odpowiednikiem Stirlitza będzie Władymir Putin, który podczas swojej kariery w KGB zajmował nieznaczące stanowisko w NRD — pisze Timothy Snyder w książce „Droga do niewolności”.
I tak w sierpniu 1999 roku Putin został premierem, a we wrześniu w rosyjskich miastach doszło do serii wybuchów zorganizowanych przez rosyjskie FSB, które przypisano Czeczenom. Putin zarządził wojnę z terrorystami, a jego popularność poszybowała w rosyjskie niebo. Dlatego dzisiaj politolodzy, dziennikarze i psychiatrzy zajmują się roztrząsaniem tajników putinowskiego mózgu, bo duszy przecież raczej nie posiada. I wielu przy tej okazji próbuje odpowiedzieć na pytanie: czy wojna w Ukrainie jest osobistą wojną Putina, czy wojną całej Rosji? W Polsce dominuje raczej ta druga odpowiedź, we Francji czy Niemczech raczej ta pierwsza, choć powoli się to trochę zmienia. I nie mniej ważne: czy to jest „wojenka” na obrzeżach Europy, czy też element globalnego konfliktu?

Dość jednoznacznych odpowiedzi na to pytanie udziela Siergiej Miedwiediew w książce „Wojna «made in Russia»”, która teraz ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Siergiej Miedwiediew to przebywający na emigracji rosyjski naukowiec, a jego diagnozy są bardzo surowe dla Rosji.

Rosja to konający tyranozaur

Naukowcy czy publicyści, którzy zgłębiają rosyjską duszę i próbują zrozumieć Rosję, z reguły odwołują się do czasów tatarskiego panowania nad Moskwą, szaleństw Iwana Groźnego, ambicji Katarzyny II i Piotra Wielkiego i sprawdzają, ile Stalina jest w Putinie. Tymczasem Miedwiediew chyba ani razu nie wspomina tamtych czasów, a i sam Putin tak naprawdę nie jest bohaterem tej świetnej książki. Już sam tytuł wskazuje, o czym ona jest. A jest to książka o Rosjanach, to próba odpowiedzi na pytanie: dlaczego Rosjanie kochają wojnę i co trzeba zrobić, by stali się normalnym narodem? Tutaj recepta Miedwiediewa jest bardzo surowa.

Otóż uważa on, że II wojna światowa trwa tak naprawdę nadal.

— W tym miejscu dochodzimy do fundamentalnego problemu światowej historii, a mianowicie do faktu, że II wojna światowa nie została zakończona. Sojusz zachodnich demokracji zwyciężył tylko jedną hipostazę totalitarnego zła dążącego do panowania nad światem, czyli Niemcy. Drugie mocarstwo totalitarne znalazło się w gronie zwycięzców, a siedemdziesiąt siedem lat później odrodziło się w faszystowskiej postaci i znowu chce urządzać świat według własnych reguł. W tym sensie wojna w Ukrainie jest przedłużeniem niezakończonej II wojny światowej — pisze Siergiej Miedwiediew. I dodaje: — Zachód powinien powtórzyć rok 1945. Wówczas wykonano tylko połowę roboty: z dwóch krwawych dyktatur tylko jedna została zwyciężona (…). Przyszedł czas, by zachód zakończył to, czego nie zrobił w 1945 roku.


W innym miejscu, nawiązując do rozpadu zachodnich kolonialnych imperiów, ujmuje to tak: — Teraz analogicznie Rosja musi ponieść druzgocącą klęskę w Ukrainie, aby wyzbyć się ambicji imperialnych, kompleksu „starszego brata”, mocarstwowej arogancji i złudzenia braterstwa z kimkolwiek. Musi zabić imperium w sobie, aby zbudować własny naród na fundamentach obywatelskich, ludzkich i humanitarnych. (…) Ukraina w tej wojnie udowodniła prawo do bycia narodem i okupiła je krwią. Rosja natomiast je utraciła, pozostała rannym tyranozaurem na gruzach imperium, w nowej epoce geologicznej skazanym na wymarcie.

Przemoc jest w nich

Jak już wspomniałem, książka Miedwiediewa jest fascynująca, bo na swój sposób jej autor omija politykę, a zwraca uwagę na to, co „codzienne”. Rosjanie są społecznością przemocową, a ta przenika wszystkie dziedziny życia, jest strutym powietrzem, którym oddycha „ruski mir”. Rosją rządzi kult przemocy. I nie chodzi tutaj tylko o wymiar polityczny (a może nawet jest najmniej polityczny). Przemoc przenika bowiem Rosję. Nie tylko policję, wojsko czy urzędy, ale też rodziny. Ludzie, których stale otacza wielowymiarowa przemoc, traktują ją jako coś oczywistego. — Przemoc stała się drugą naturą Rosjan, weszła im w krew, jest źródłowym kodem społeczeństwa, zbudowanego na hierarchii i podporządkowaniu — podkreśla autor „Wojny «made in Russia»”.

— Wystarczy obejrzeć świadectwa brutalności stróżów prawa i tortur na posterunkach policji i w koloniach karnych, by zrozumieć, że w Buczy, Irpieniu i innych ukraińskich miastach i wsiach ziściły się nie żadne ekscesy ani patologia, lecz elementy normy, rutynowe praktyki rosyjskich aparatów przemocy — pisze Miedwiediew.

Dziwiliśmy się, że takie obrazki nie szokują Rosjan. Tutaj mamy tego wytłumaczenie. Problemem nie są bowiem indywidualni sadyści i maruderzy, lecz oparta na przemocy społeczna struktura Rosji. To dlatego u Rosjan i Rosjanek okrucieństwo wobec Ukraińców nie wywołuje emocji. Można to oczywiście wytłumaczyć trutką wbijaną im przez państwową propagandę.


Ale można też zastanowić się nad tym, jaki wpływ ma na to fakt, że w Rosji przemoc domowa dotyczy co dziesiątej rosyjskiej rodziny.

Każdego dnia bitych jest ponad 30 tys. Rosjanek. Co 40 minut w wyniku przemocy domowej zabijana jest kobieta.

Mężczyźni są najwięcej warci po śmierci

Zachodni specjaliści często się zastanawiają, kiedy pęknie granica wytrzymałości rosyjskich kobiet, których synowie czy mężowie giną w Ukrainie. A może nigdy, może nie ma takiej granicy. — Ludiej u nas mnogo — miał powiedzieć Józef Stalin, gdy się dowiedział, że miliony żołnierzy Armii Czerwonej trafiły do niemieckiej niewoli. — Żołnierzy nie żałować! Baby zawsze zdążą narodzić — nakazywał z kolei w czasie II wojny i czczony do dzisiaj w Rosji marszałek Żukow.

To jednak nie wszystko. Pobór do rosyjskiego wojska odbywa się głównie na rosyjskich peryferiach, biednych i zapitych, gdzie mężczyzna bywa balastem czy po prostu domowym oprawcą.

— Bieda, bezrobocie, niewola kredytowa, alkoholizm, rozpadanie się rodzin i przemoc domowa prowadzą do tego, że mężczyzna coraz częściej jest uważany za brzemię. Zdaniem antropologów z syberyjskiego Krasnojarska „spokojny przebieg pierwszej fali mobilizacji wskazuje, że mamy do czynienia z silną miznadrią, nienawiścią do mężczyzn”, z których w codziennym życiu nie ma pożytku. Jeśli zginą, to nawet lepiej, „pogrobowego” starczy, by wyjechać z Syberii i kupić dom albo mieszkanie na kontynencie — wyjaśnia Miedwiediew.

Rosja nie potrzebuje Ukrainy

Po co więc Rosji ta wojna? O co walczy? O Ukrainę? Też, ale nie tylko, a nawet nie przede wszystkim. Celem Rosji jest bowiem zmiana światowego porządku. Do tego służy strategia prowokowania konfliktów, nie tylko zresztą z udziałem Rosji. Generalnie chodzi o destabilizowanie wszystkiego, co się da, a co sprawia Zachodowi jakiś kłopot. Taką formą hybrydowej wojny jest choćby inicjowanie i wspieranie nielegalnej emigracji z Afryki do Europy.

Zatem Rosji nie chodzi o Gruzję, Mołdawię czy Ukrainę. A w perspektywie nawet nie o Litwę czy Polskę. — Rosja rozpoczęła właśnie wojnę światową o przebudowę współczesnego liberalnego globalnego porządku — podkreśla Miedwiediew.

Zachód gnije, więc Rosja musi go dobić. Na gruzach starego porządku powstanie zaś nowy „świat wielobiegunowy” z poczesnym miejscem dla Rosji. — Na tym tle wojna w Ukrainie jawi się jako jeden z etapów niszczenia norm, reguł i instytucji: miała pokazać słabość NATO, UE w obliczu rosyjskiej agresji, niezdolność Zachodu do podjęcia wspólnych działań — zauważa Miedwiediew. I tak przecież na początku było, przynajmniej w odniesieniu do Niemiec i Francji. I wielka w tym zasługa Polski, że Zachód w końcu przejrzał, jeżeli nie na oba, to choć na jedno oko.

— Wojna w Ukrainie jest tylko preludium. Reżim Putina, niezależnie od tego, czy odniesie w niej zwycięstwo (lub coś, co tak nazwie), czy będzie musiał się wycofać, w dalszym ciągu będzie próbował rozsadzić współczesny świat wojnami hybrydowymi i otwartą agresją, i szantażem jądrowym. Będzie to robił, dopóki nie odniesie druzgocącej klęski militarnej i nie zostanie rozmontowany do podstaw — pisze autor „Wojny «made in Russia»”.


Trzeba skończyć z zombie

Piotr Skwieciński w swojej książce „Koniec ruskiego miru?” podkreśla, że Putin na początku wcale nie był taki zły, jak jest teraz. Dlaczego zmienił się na gorsze? Skwieciński przywołuje tutaj film Witalija Manskiego „Świadkowie Putina”. — Krótko mówiąc, Manski pokazuje, że Putin w trakcie sprawowania władzy naprawdę zmienił się w sposób bardzo znaczący. Doszlusował w ten sposób do licznego grona władców Rosji, których Rosja zmieniła – nawet jeśli oni sami na początku tego nie chcieli — czytamy w „Końcu ruskiego miru?”. Innymi słowy, to nie Putin zmienił Rosję, ale Rosja Putina. Twierdzenie ryzykowne, ale warte zastanowienia. I potwierdzające opinie niektórych politologów, że następca Putina będzie jeszcze gorszy, bo na gorsze zmienili się Rosjanie.

— Niestety największą tragedią Rosji pozostaje to, że zdecydowana większość jej społeczeństwa na dłuższą metę nie chce wolności. Kiedy pojawia się wolność, społeczeństwo rosyjskie wybiera nowego przywódcę, który prowadzi Rosję ku kolejnej katastrofie, dławi wolność i rozwija autorytaryzm — napisał Jarosław Hrycak, znamienity ukraiński historyk w także wydanej przez Krytykę Polityczną książce „Zrozumieć Ukrainę. Historia mówiona”. I dodał: — Innymi słowy, za prawdziwym Władymirem Putinem stoi „zbiorowy Putin” narodu rosyjskiego.

Byłoby dla Polaków, Ukraińców i Rosjan bardzo dobrze, gdyby Rosjanie dołączyli do nas jako naród zwrócony ku wolności.

Czy to jest możliwe? Nie wiem, choć wierzę, że kiedyś to nastąpi. Kiedy? Kiedy większość Rosjan podpisze się pod tym, co w swojej książce napisał Miedwiediew i kiedy stanie się tak: — Współczesna Rosja (…) pozostaje fantomem, widmem Imperium Rosyjskiego, zataczającym się zombie, który wylazł z grobu i terroryzuje żywych ludzi. Kolumny zombie nadal pełzną po ukraińskich drogach, ale przyjdzie świt i wrócą tam, skąd wypełzły, do świata widm i cieni.

Igor Hrywna

Siergiej Miedwiediew, „Wojna «made in Russia»”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2024